Artykuły

Mądry, dobry, wrażliwy

Miał — o tym napiszą wszy­scy — niewiarygodny słuch na rzeczywistość i zdol­ność do wyłapywania absurdu. Był załadowany wyżej uszu poczuciem humoru oraz tak zdolny w układaniu słów, że rozmowa z nim i lektura je­go pisania stawały się niebywałą fraj­dą. Znajdował momenty nad wyraz zwyczajne w scenach i zdarzeniach, gdzie inni widzieli patos oraz tzw. hi­storię. Dostawał czasem za to po uszach, bo nie szanuje narodowej martyrologii, kpi, szydzi. To też. Ale nie tylko.

Powiedział mi kiedyś, że chciałby napisać nowe Dziady — już w Pol­sce wychylały ze wszystkich dziur nasze narodowe upiory — w których ksiądz Piotr będzie uwikłany w ro­mans z synem pani Rollisonowej. Ca­ły Janusz.

Był najbardziej współczującym i po prostu dobrym człowiekiem.

Pokolenia, które były, są i przyjdą, będą się śmiać z filmu Rejs, do któ­rego pisał scenariusz. I bardzo do­brze, bo „droga na Ostrołękę” to dia­logowy majstersztyk i komunistycz­na Polska w pigułce.

Pomyślmy też o Antygonie w No­wym Jorku — portretach ludzi bez­domnych, zapitych, pełnych miłości i nienawiści, bo takie jest życie, goto­wych na heroizm, gdy dochodzą do granicy wytrzymałości, altruistycznych, choć mogą podzielić się tylko własnym nieszczęściem. O scena­riuszach filmów dokumentalnych (Korkociąg, Psychodrama, czyli bajka o księciu i kopciuszku wysta­wiona w zakładzie dla nieletnich dziewcząt w D.).

Był Głowacki smakoszem życia i jego wielkim znawcą. Tak umie tyl­ko dobry człowiek, nawet jeśli śmie­je się i kpi.

Opowiadał mi o pobycie w Stam­bule pełnym syryjskich uchodźców, o zbuntowanym Kijowie czasów Maj­danu. Przywiózł do Warszawy in­scenizację Antygony… zrealizowa­ną przez teatr w Charkowie. Miasto doświadczało wtedy wojny tuż za ro­gatkami. Ludzie na widowni płakali, bo Janusz pokazał im dno egzysten­cji, ale też nadzieję, że można się od­bić, choć nic z tego nie wyniknie.

Niech nas nie zwiedzie nieoczy­wisty humor Głowackiego i jego peł­ne ironii opowieści o SPATiF-ie, Klu­bie Aktorów i PRL-owskiej wódce pi­tej do dna. Miał w sobie czułość wo­bec zwyczajności i mądrość filozofa opisującego świat takim, jaki jest, bo innego nie mamy.

A że nie znosił patosu, nadyma­nia policzków, prężenia muskułków; Moc truchleje to rzecz o gdańskim strajku w sierpniu 1980 r., ale jest za nią wspomnienie robotnika — alko­holika, któremu żona przynosi do bramy butelkę wódki (musi pić), a ten wylewa gorzałę, bo taka jest chwila.

Dobrze było z nim rozmawiać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji