Zwolniona z aresztu
Przypadek sprawił, że oto mamy w Warszawie mały festiwal twórczości teatralnej Andrzeja Wajdy. W Teatrze Powszechnym premiera Dwojga na huśtawce, a za sprawą Teatru Rzeczypospolita mogliśmy obejrzeć dwa krakowskie przedstawienia Andrzeja Wajdy: Antygonę i Hamleta. Obydwa spektakle firmowane przez Teatr Stary i obydwa po raz pierwszy w stolicy. Obecność Hamleta jest zrozumiała, nawet krakowianie prawie nie mieli okazji, by go obejrzeć, albowiem od czasu premiery latem 1989 r. niemal bez przerwy gości na występach zagranicznych. Ale Antygona?
Przypisanej do miejsca (jak kiedyś chłop do ziemi, a dziś lokator do mieszkania) Antygonie, od chwili premiery w styczniu 1984 r. nie wolno było wyruszyć z Krakowa, nawet do Zabrza (a już tym bardziej do Warszawy), wskutek tzw. zaaresztowania jej przez ówczesne krakowskie władze jako spektaklu niosącego treści antypaństwowe poprzez zawarte w nim aluzje do osoby gen. Jaruzelskiego i realiów stanu wojennego w Polsce (co — poza nielicznymi wyjątkami znalazło swoje odbicie w recenzjach, albowiem wedle obowiązującej wówczas „mody” należało pisać źle o tym przedstawieniu). Dopiero w ubiegłym roku, po raz pierwszy, Antygona mogła zaprezentować się poza Krakowem i od razu, ni mniej ni więcej, tylko w greckim teatrze plenerowym w Delfach, gdzie spektakl ten grany w lipcu 1989 r. a więc w miesiąc po wydarzeniach na placu Niebiańskiego Spokoju, odbierano poprzez pryzmat wydarzeń w Chinach jako protest przeciwko nadużyciom władzy. Warszawska prezentacja Antygony jest drugim wyjazdem przedstawienia poza siedzibę teatru.
Uniwersalny, ponadczasowy i poza geograficzny tekst Sofoklesa znakomicie pozwala się „odnawiać”, uwspółcześniać poprzez nowe, aktualne zdarzenia, kostiumy i sposób realizacji przybliżający ów tekst do współczesnego widza. I w tym właśnie kierunku idzie inscenizacja Andrzeja Wajdy, ze scenografią Krystyny Zachwatowicz i muzyką Stanisława Radwana. Akcja rozgrywa się na scenie bez dekoracji, a aktorzy ubrani są we współczesne kostiumy. Chór obdarzony została tutaj funkcją szczególną, nie jest elementem statycznym, jak to zazwyczaj bywało, lecz raz po raz zmienia swoją postać. To właśnie chór, ubrany w wojskowe mundury, z bronią w ręku, rozpoczyna spektakl informując, że skończyła się wojna, a potem, już „zdemobilizowany” przeistacza się w parlament, gdzie Kreon wygłasza swoje expose, w którym przestrzega społeczeństwo, iż nie dopuści do osłabienia autorytetu państwa. Teraz z kolei chór ubrany w waciaki zamienia się w robotników (kojarzących się nieodparcie ze stoczniowcami), z których wkrótce uformuje się młodzieżowa manifestacja. Ta wielokrotna przemiana chóru czyni ów spektakl pełniejszy, bogatszy myślowo i bliższy współczesnemu widzowi.
Antygona, prezentowana w 1984 r., a więc w całkowicie innym kontekście historycznym, niż dzisiejszy, siłą rzeczy wybrzmiewała dodatkowym akcentem, tym samym tworząc ówczesną pozateatralną rzeczywistość jednym z bohaterów spektaklu. Dziś, kiedy mamy już za sobą owe namiętności wynikające ze sporów politycznych i „konieczność” doszukiwania się ich odzwierciedlenia w spektaklu, możemy zaufać wyłącznie kryteriom artystycznym w ocenie przedstawienia. Spektakl ten swym ładunkiem myślowym, koncepcją inscenizacyjną i wykonawstwem, że wymienię tylko Antygonę Ewy Kolasińskiej (biorę poprawkę na niedyspozycję głosową aktorki, wynikającą pewnie z przeziębienia) i Kreona Tadeusza Huka — dowodzi, iż nie potrzebuje on wsparcia w postaci otoczki politycznej i potrafi interesująco istnieć także poza ową chwilą historyczną, do której się odwoływał.