Artykuły

"Dziady" uczłowieczone

Po raz pierwszy w historii naszego teatru pojawiły się na scenie "Dziady" Adama Mic­kiewicza. Ich premiera wzbu­dzała we mnie mieszane uczu­cia. Nie chciało mi się wie­rzyć, że z pokrytego patyną arcydzieła naszej narodowej literatury można zrobić dobry, interesujący i atrakcyjny spe­ktakl.

Człowiek z bagażem doświadczeń

"Dziady" stawiają przed reży­serem, scenografem i zespołem aktorskim olbrzymie wymagania. Nie zawsze udaje się im sprostać. Aby nadać sens i znaczenie temu potrzeba od wszystkich wykonawców wielkiej siły wyra­zu, wysokiej próby aktorstwa, wspaniałego opanowania trudne­go poetyckiego słowa, które prze­mówiłoby w sposób bardzo precy­zyjny i jasny do współczesnego widza. I przede wszystkim pomy­słu inscenizacyjnego na to, by "Dziady" nie okazały się tworem muzealnym, ale dziełem żywym i aktualnym. Nic dziwnego, że ten arcydramat pojawia się na sce­nach tak rzadko.

Stanisław Nosowicz w często­chowskiej realizacji odrzucił ro­mantyczną, narodowościową, tra­dycyjną linię interpretacji arcy­dzieła Mickiewicza. Nie ona w jego "Dziadach" jest najważniejsza.

Spektakl jest ilustracją pewne­go procesu docierania do prawdy, wiedzy, trwałych wartości. Reży­ser zaproponował więc pewien poziom uniwersalności, wyekspo­nował pewne problemy - na przy­kład odpowiedzialność każdego człowieka za skutki własnego my­ślenia i działania.

Konrad w tym kontekście jest więc nie szalonym młodzieńcem w białej koszuli i pelerynie, poetą-kreatorem chcącym zbawiać świat, ale dojrzałym człowie­kiem, z określonym bagażem doświadczeń. Nosowicz sprowa­dził Konrada do wymiaru normalnego człowieka, niczym się szczególnie nie wyróżniającego. Wielka Improwizacja nie jest więc walką z Bogiem, ale raczej walką opętanego, zafascynowanego wła­dzą i realną mocą człowieka z sa­mym sobą w obliczu Boga. Jeste­śmy świadkami bolesnej czasami, próby przezwyciężania ludzkich ułomności.

Rzemiosło w służbie sztuki

Marek Ślosarski w roli Konrada doskonale wygrywa te stany - eks­presją twarzy i ciała, natężeniem głosu, pauzą. Jego Konrad nie jest patetyczny, deklamatorski, histeryczny. Cała rola jest zbudowana na pewnej logice uczuć i przeżyć. Bunt Konrada trwa dopóki, dopóty czuje się silny. Gdy poczucie siły mija, wtedy miejsce buntu zajmuje gorycz. Ostatnim etapem przemian w Ślosarskim jest poko­ra, a więc w stosunku do poprze­dniej postawy - wręcz pewnego rodzaju heroizm..

Drugą wyraźną indywidual­nością aktorską jest Tadeusz Morawski, który wcielił się w postać Senatora. I w tym przypadku reżyser odszedł od trady­cyjnego widzenia tej roli. Nowosilcow jest nie tyle tyranem dyszą­cym nienawiścią do Polaków, ale raczej zmęczonym człowiekiem, uwikłanym w sieć carskich roz­kazów i poleceń, topiącym z dala od dworu wątpliwości i żale w al­koholu. W odróżnieniu od Konra­da, który władzę chciałby zdobyć, Senator władzę posiada i już zna jej gorzki smak.

Słowa uznania należą się również Zbigniewowi Bebakowi, który w spektaklu zagrał Księdza Piotra. Jest prawie bezcielesny w mistycznym uduchowieniu, góru­je siłą wewnętrzną, chociaż rów­nocześnie pozostaje tylko człowiekiem. Warto również zwrócić uwagę na Cecylię Putro, grającą Panią Rollison. Jest nie tyle sym­bolem martyrologii narodu, co przede wszystkim rozpaczającą matką.

Interesująco wypadła także postać Guślarza, którą Noso­wicz potraktował nie tylko jako osobę prowadzącą chłopski obrzęd. To on rozpoczyna spe­ktakl, gdy przy zapalonym świetle na widowni i gwarze rozmów wchodzi na scenę. Potem ze swo­jej mównicy inicjuje, wyczarowu­je to, co widzimy na scenie. Staje się wręcz mistrzem ceremonii. Razem z Guślarzem, którego za­grał Stanisław Kozyrski stajemy się świadkami (może uczestnika­mi) tego, co dzieje się na scenie.

Wnioski wyciągamy sami

Scenografia, której autorem jest również Stanisław Nosowicz, jest syntetyczna, bardzo skrótowa. Wszystkie jej elementy tworzą spójną całość. Zrezygnowano z jakiejkolwiek ilustracyjności, ze scenicznego iluzjonizmu. Akcja rozgrywa się w stałej, niezmien­nej, właściwie neutralnej dekora­cji, którą tworzą: trumna z pros­tych desek na pierwszym planie, podesty w głębi i pokrywająca ca­łą scenę zastygła lawa.

Scena robi wrażenie mrocznej, nie ograniczonej głębi. Tę prze- strzeń różnicuje przede wszy­stkim światło, które w trakcie spe­ktaklu wyodrębnia określone ob­szary, wydobywa sylwetki z mro­ku. Pozwala na szybkie przenosze­nie akcji z miejsca na miejsce, nada­je całości szybkości, rytmizuje i dynamizuje akcję.

To operowanie światłem i cie­mnością, wykorzystywanie całej gamy mroku i półmroku nadaje również przedstawieniu nierealności, nastroju mistyki. Tak, jakby to co oglądamy było jedynie pew­ną projekcją, snem, impresją. Ta niezmiernie sugestywna wizyjna atmosfera jest istotnym elementem klimatu i dramaturgii spekta­klu. Nosowicz podszedł do "Dziadów" bez dystansu, dykto­wanego rangą dramatu, trady­cją legendarnych wręcz realiza­cji Schillera, Swinarskiego, Deymka. Nie miał oporów przed potraktowaniem materiału dra­matycznego bardzo swobodnie, według własnej, głęboko prze­myślanej idei. Dzięki temu częstochowska inscenizacja nie okazała się "lekturowym" gnio­tem, pełnym stereotypów i sztam­py, ale pięknym, autorskim i kon­sekwentnym spektaklem. Mimo licznych cięć, rezygnacji z wielu scen, fragmentów tekstu i postaci, reżyserowi udało się uzyskać spe­ktakl jednolity i zwarty, w którym nie ma nic z szablonu, kokieterii wobec widza, krytyki, historii i tradycji.

"Dziady" w reżyserii Stanisła­wa Nosowicza to spektakl przemyślany, wnikliwie wyreżysero­wany, świetnie zagrany przez cały zespół. Powstało widowisko efe­ktowne i sprawnie zrealizowane. Cenne tym bardziej, że nie narzu­ca określonej interpretacji. Wnio­ski wyciąga przede wszystkim sam widz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji