Nieśmiertelna „Aida”
W roku 1871 prapremiera Aidy uświetniła uroczystości związane z zakończeniem największej inwestycji XIX wieku — Kanału Sueskiego. „Na próbie publiczność oklaskiwała — ku radości i rozpaczy dyrygenta — każdy z fragmentów. Tego samego entuzjastycznego przyjęcia doznała i premiera.” — pisze Henryk Swolkień w biografii Giuseppe Verdiego. W sto piętnaście lat później, publiczność równie gorąco przyjęła inscenizację Aidy na scenie warszawskiego Teatru Wielkiego.
Opera, choć w założeniu „staroegipska”, dziejąca się w czasach rozkwitu władzy faraonów, ma nikłe związki z wydarzeniami historycznymi. Ale Aida porusza przecież także sprawy odwieczne, równie jak ludzkość stare: kwestię wierności, miłości, trudnych wyborów, przed jakimi stawia nas życie. Radames odtrąca uczucie córki faraona, oddając serce jej niewolnicy Aidzie. Ta decyzja będzie kosztowała ich oboje życie…
W warszawskiej inscenizacji wielkie wrażenie na widzach robi imponująca scenografia Andrzeja Majewskiego. Szczególnie piękna jest, utrzymana w kolorze starego złota, ściana mumii. Faraon pojawia się na scenie prosto z nieba, zamknięty w złotej kapsule, złota łódź unosi w przestworza Dziewczynę ofiarną. Inscenizacja Marka Grzesińskiego łączy w harmonijną całość wszystkie elementy dzieła Verdiego: muzykę, wspaniałe partie wokalne, taniec, bogatą oprawę plastyczną.
W premierowej obsadzie oglądaliśmy w roli Aidy znakomitą Barbarę Zagórzankę. Partię Amneris śpiewała Krystyna Szostek-Radkowa, w Ramadesa wcielił się Roman Węgrzyn. Na uwagę zasługują także kreacje Jerzego Ostapiuka w roli Ramfisa i Jerzego Artysza — króla Amoastra.
Premiera opery Verdiego zamknęła ciekawy sezon 1985–86. Teatr Wielki — po pracowitej przerwie urlopowej (sporo wysiłku kosztowały lipcowe wojaże Europejskiego Festiwalu Muzyki) zaprasza widzów 20 września.
Wszystkim melomanom, a także tym, którzy z Aidy pamiętają jedynie słynny marsz triumfalny, radzimy wcześniej postarać się o bilety. Warto!