Tragedia głupich w domku dla lalek
"Ich czworo" w reż. Kariny Piwowarskiej w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Grzegorz Giedrys w Gazecie Wyborczej - Toruń.
Najnowszy spektakl Teatru Horzycy w zupełnie nowym świetle przedstawił "Ich czworo" - znany dramat Gabrieli Zapolskiej. Wszystko dzięki atrakcyjnej wizji reżyserskiej, którą wzbogaca ciekawa scenografia i Maria Kierzkowska w roli Żony. Postać odtwarzana przez aktorkę uderza prostotą i drobnomieszczańskim prymitywizmem.
Sztuka Gabrieli Zapolskiej powstała przed ponad stu laty. Powinien być to tekst, który na pierwszy rzut oka mógłby wydać się archaiczny dla współczesnego odbiorcy. Z początku zauważamy typową sytuację obyczajową, za pomocą której ówcześni autorzy chcieli przeprowadzić dowód, że instytucja małżeństwa upada, że mieszczańskie społeczeństwo toczy hipokryzja. Spektakl w reżyserii Kariny Piwowarskiej w tym materiale odkrywa jednak jak najbardziej aktualne treści, które bardzo wiele mogą powiedzieć o współczesnej rodzinie.
Fabuła wydaje się trywialna Jest nieudane małżeństwo i zdrada, są marzenia o romantycznej przygodzie, ale także pragnienie spokojnego i dostatniego życia. Przy świątecznym stole spotyka się Mąż (w tej roli Marek Milczarczyk) i Żona (Maria Kierzkowska). Jej kochanek Fedycki (Michał Marek Ubysz) nie pojawił się na Wigilii, aby przełamać się z nią opłatkiem, bo jest zajęty uwodzeniem Wdowy (Wanda Ślęzak). Do domostwa przychodzi za to Panna Mania (Matylda Podfilipska), która usiłuje doprowadzić do rozbicia tej rodziny, aby w sylwestrową noc zająć miejsce Żony.
Para przy świątecznym stole spiera się o wszystko: o prezenty, potrawy; wizyty u teściów. Doskonale widać, że ci ludzie dawno przestali się kochać i szanować. Trzyma ich przy sobie przyzwyczajenie i nuda. Pana pochłania kariera naukowa, panią zaś erotyczna przyjaźń z Fedyckim, który żyje dzięki związkom z kolejnymi kobietami. Do tego trójkąta pragnie dołączyć Mania, dla której stateczny i poważny Mąż reprezentuje najwyższe wartości klasy średniej. W tej historii nie ma bohaterów pozytywnych. Pan domu w wykonaniu Marka Milczarczyka jest wyniosły, ale jednocześnie wycofany i boleśnie przeciętny. Postać odtwarzana przez Kierzkowska uderza prostotą i drobnomieszczańskim prymitywizmem. Mania Matyldy Podfilipskiej, która jest zdolna do wielkich poświęceń, aby znaleźć się w idealnym mieszczańskim świecie, postępuje z gruntu fałszywie. Fedycki Ubysza to patologiczny kłamca i utracjusz. Nawet uwodzona przez niego Wdową, którą ciekawie odmalowuje Wanda Ślęzak, z rozpaczliwą desperacją usiłuje zatrzymać przy sobie młodszego kochanka Reżyserka za pomocą aktorów stworzyła przerażający filisterski bestiariusz - losy tych postaci śledzi się ze wstydem, wstrętem i zażenowaniem.
Dramat Zapolskiej realistycznie i precyzyjnie opowiada o tym, jak upada rodzina. Piwowarska od tego prostego realizmu stara się uciec w kierunku teatralnej umowności. Wizję reżyserską doskonale uzupełniają scenograficzne pomysły Katarzyny Paciorek. W tym świecie wszystko jest na niby. Emocje są papierowe, ograne i wzięte żywcem z tanich powieścideł. Postaci spożywają posiłki, posługując się papierowymi sztućcami, siadają na papierowych meblach, wieszają płaszcze i kapelusze na namalowanych na ścianie haczykach. Sztuka skrzy się humorem. Mogłaby uchodzić za pełnokrwistą komedię, gdyby nie to, że za pomocą języka i estetyki komedii mówi o niezwykle poważnych sprawach. "Ich czworo" często też ucieka w absurd i groteskę, jak w znakomitej scenie, kiedy para kochanków ukrywa się w ciemnym pokoju przed zazdrosnym mężem.
Prawdziwym bohaterem jest dziecko. Córka bawi się samotnie lalkami na skraju sceny. Jest narratorem, który istnieje poza światem dorosłych - rodzice, gdy mówią do niej, zwracają się do publiczności. W tym chorym układzie dziecko staje się towarem: ojciec dzięki niemu może dowieść kochance, że zapewni jej przyzwoity dom, a dla matki to jedynie balast, który niepotrzebnie wstrzymuje jej pęd ku przygodzie.
Spektakl Piwowarskiej przypomina dziecięcą zabawę w dom. Tak naprawdę to mieszkanie i jego ledwie naszkicowane dekoracje to domek dla lalek, w którym córka odtwarza wszystko, czego była świadkiem. Jest chiński teatr cieni, w którym aktorzy -jej rodzice - świadomie zadają sobie ból. W tej smutnej bajeczce z oczywistym morałem najważniejsza jest dziewczynka, która opowiada swoją bolesną historię o tym, że za górami, za lasami stał czarny czarny dom, pełen czarnych czarnych myśli i czarnych czarnych charakterów. A ona jest całkowicie sama na skraju tego złego snu i nie ma dla niej żadnej nadziei.