Artykuły

Mocarze i drobni wyrobnicy

Rozdane w minioną sobotę recenzenckie Złote Maski dają dobry obraz sezonu teatralnego 2010/2011 w Łodzi, odzwierciedlają najistotniejsze procesy, jakie w nim zaszły. Z natury rzeczy nie ujmują sytuacji teatru w Łodzi w całej jej złożoności, ta jest bowiem o wiele bardziej skomplikowana. I dobrze. W mijającym sezonie wydarzyło się wiele - na pochybel malkontentom - przeważnie dobrego - pisze Łukasz Kaczyński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Przede wszystkim umocniła się pozycja Teatru im. Stefana Jaracza, złośliwi mówią: "jedynego teatru w Łodzi". Scena od lat cieszy się pozycją miejsca, w którym nie tyle wypada bywać ze względów towarzyskich, co czysto artystycznych. Stale wysoki poziom przygotowywanych premier i sukcesy zespołu aktorskiego nie tylko w kraju to już radujący constans.

Wszystkie premiery sezonu mieszczą się w linii repertuarowej opracowanej przed dyrektora artystycznego "Jaracza", Waldemara Zawodzińskiego, zakładającej sięganie po teksty współcześnie ważne, ważkie i aktualne. Co istotne, odrzucając kompromisy, na scenie tej znalazło się miejsce zarówno dla spektakli o formie bardziej przystępnej ("Pamięć wody" w reż. Bogdana Toszy, "Gorące lato w Oklahomie" w reż. Artura Urbańskiego), jak realizacji odważniejszych ("Apokalipsa. Skrócona historia maszerowania" - na zdjęciu- w reż. Agaty Dudy-Graczu). Zaś zapraszanie do pracy takich reżyserów, jak Grzegorz Wiśniewski ("Przed odejściem w stan spoczynku") czy Mariusz Grzegorzek ("Słowo"), gwarantuje obecność teatru na liście najbardziej liczących się w kraju scen. W kończącym się sezonie "Jaracz" odszedł nieco od estetyki bliższej brutalistom ku formom bardziej wyrafinowanym, mniej dosłownym. Wspomnieć wypada o Bronisławie Wrocławskim, który po raz 1500 wystąpił w tryptyku monodramów Erica Bogosiana.

Bezkonkurencyjność Teatru im. Jaracza, który krokami Guliwera oddalił się od poziomu realizacyjnego pozostałych łódzkich scen, nie tylko dramatycznych, cieszy już jednak mniej.

Po okresie perturbacji, roszad na stanowiskach, nowe szanse rysują się przed Teatrem Nowym im. Kazimierza Dejmka. Spektakularne odwołanie ze stanowiska dyrektora artystycznego Zbigniewa Brzozy wybiło scenę z rytmu i pozbawiło wyrazistego charakteru, który Brzoza jej nadał. Z tym bagażem scena weszła w sezon 2010/2011, a w październiku wyłonionym w konkursie nowym dyrektorem został Zbigniew Jaskuła.

Póki co, przyniosło to same plusy. Z repertuaru zniknęły horrendalne ramoty, jakie za dyrekcji Mirosławy Marcheluk przysłużyły się do zainkasowania przez "Nowy" recenzenckiej Czarnej Maski. Na scenie zmarkotniały zespół zdaje się odzyskiwać pewność siebie i wigor. Najcenniejszym w sezonie spektaklem, "Mordem" Hanocha Levina w reż. Norberta Rakowskiego, podjęto starania, aby unowocześnić styl gry zespołu aktorskiego. Linia repertuarowa oscyluje na razie wokół solidnie przygotowanej rozrywki w jej ambitniejszym wydaniu ("Kto nie ma, nie płaci" Dario Fo w reż. Piotra Bikonta). Nienajgorzej wypadła realizacja "Pastorałki", silnie odwołująca się do dokonań Leona Schillera. Na afisz trafia również klasyczna, jak to tylko możliwe, nieco przaśna realizacja farsy Pam Valentine "Przyjazne dusze". Od połowy sezonu kolejnym premierom towarzyszą sesje popularno-naukowe przybliżające twórczość dramatopisarzy.

Na wzór niemiecki rozbudowana została również oferta "Nowego" w zakresie propozycji pozascenicznych. Ruszył cykl spotkań z pisarzami "Mała Literacka", a we foyer teatru zaczęła działać galeria wystawiennicza. "Nowy" podjął się także realizacji projektu młodzieżowego oraz wszedł w kooperację z Uniwersytetem Łódzkim. Intrygująco zapowiada się nowym sezon, kiedy to realizowany zacznie być pełną parą program przygotowany przez Jaskułę.

Nie lada zagadką pozostaje w tym sezonie Teatr Powszechny. Jak to jest możliwe, że programowi tegorocznego XVII Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, sięgającemu po odważne realizacje, posługujące się nowoczesnym językiem, bazujące na bardzo dobrej literaturze, towarzyszy tak potwornie niski poziom realizacji własnych? Bo "Powszechny" albo dawał spektakle wtórne, realizowane niechlujnie i chybcikiem ("Matka brata mojego syna" Juliusza Machulskiego), albo błądził majacząc coś o poszukiwaniu nowego języka dla farsy ("Weekend na wsi"). Scena w tym sezonie zdaje się zapomniała o autorach doskonałych komedii, a postawiła na sprawdzone, lecz kulejące konie (vide wspomniany Machulski) lub na autorów o piórze jeszcze nie wyrobionym, których sztuki nagrodzone zostały w konkursie Komediopisanie. Skutkowało to gniotami wołającymi o pomstę do nieba, jak niesławne, grubiańskie "Letnisko" z pieluchami w roli głównej.

A może to dlatego na festiwalu oglądaliśmy tylko sztuki nieprzyjemne, aby przyjemne komedie i farsy realizowane z głową nie stały w dysproporcji do stanu własnego podwórka?

Inna, równie niebezpieczna tendencja, której symptomy są namacalne, to przekształcenie teatru z ul. Legionów w kabaret. Do "Powszechnego" nie chodzi się już bowiem z uwagi na nazwisko autora sztuki, ani ze względu na reżysera, ale po to, by zobaczyć w nowych wcieleniach swoich "starych znajomych": Ślosarskiego, Łuczaka, Lauksa, Germana... I co gorsza, ta sama powierzchownie myśląca publiczność dyktuje styl gry, jak to się stało w przypadku jedynej wartościowej w tym sezonie premiery - "Boga mordu" Yasminy Rezy w reż. Katarzyny Kalwat. Jakby przypominając aktorom, iż zapomnieli, że ich zadaniem jest przede wszystkim ją (publiczność) rozśmieszać. Poza tym cztery premiery (nie licząc Teatru Czytanego) to jak na tę scenę trochę mało...

Skoro już o festiwalach teatralnych mowa, a tych w Łodzi nie brakowało, nie sposób przecenić znaczenia pierwszej edycji Międzynarodowego Festiwalu Klasyki Światowej "Nowa Klasyka Europy", zorganizowanego w listopadzie 2010 roku przez Teatr im. S. Jaracza w Łodzi. Pięć spektakli z Europy Zachodniej i Rosji, a każdy najwyższej klasy diament, któremu przyjrzeć trzeba się z niejednej strony. Legenda teatralnej alternatywy Robert Wilson dał lekcję matematycznej precyzji i teatralnej inteligencji, tworząc na scenie świat z absolutnie autonomicznego języka w fenomenalnej "Ostatniej taśmie Krappa" Samuela Becketta. Teatr Nacji z Moskwy podbił serca łodzian pełnymi ciepła i miłości do życia i człowieka "Opowiadaniami Szukszyna". Jak tworzyć teatr z gestów i kilku rekwizytów, pokazał zaś Alvis Hermanis w jednocześnie ascetycznych i rozbuchanych scenograficznie "Pannach z Wilka" Iwaszkiewicza.

Podobnym sukcesem, choć w innym już zupełnie wymiarze, były dopiero co zakończone XXI Łódzkie Spotkania Baletowe. Retrospektywny, rzec by można wymiar tegorocznej edycji (towarzyszył jej podtytuł "Wybitni choreografowie XX wieku"), faktycznie sprowadził do Łodzi największych i bodaj jednych z najważniej szych artystów sztuki tańca na świecie - od klasycznego czy też klasycyzującego baletu, po czołowe formalne poszukiwania ostatniego półwiecza. Wszystko to w połączeniu z elitarnym charakterem przedsięwzięcia może tylko napawać nas dumą.

Sam Teatr Wielki w Łodzi nie zachwycił produkcjami wybitnymi. Jeśli już o jakiejś rozpisywała się ogólnopolska prasa, to raczej w tonie chłodnej dezaprobaty. Nowy dyrektor opery, Wojciech Nowicki, musi to zmienić.

Mniej spektakularny, niż to bywało, miał sezon Teatr Studyjny, ale może dlatego, że tym razem nie sprawdzili się realizatorzy studenckich debiutów.

Teatr Lalki "Arlekin", choć przygotował w tym sezonie tylko trzy premiery, widać już, że podniósł się z katastrofy bardziej towarzyskiej niż twórczej i wraca do formy po "tranfuzji" aktorskiej krwi. Nowy zespół sprawdził się w makabrycznym spektaklu muzycznym "Złota różdżka", ale przede wszystkim w "Kocie w butach", którym pokazał, że widz na widowni im nie straszny.

Teatr Lalki i Aktora "Pinokio" utrzymał podjęty przez dyrektora Konrada Dworakowskiego kurs nowoczesnego teatru dla dzieci. Sezon scena zakończyła skierowanym do najmłodszych festiwalem Teatralna Karuzela. Zaś "Pokolorowankami" w reż. Honoraty Mierzejewskiej-Mikoszy, ostatnią przed wakacjami premierą, zarazem pierwszym i od razu udanym spektaklem przygotowanym w ramach teatru inicjacyjnego, otworzył "Pinokio" nowy rozdział w historii łódzkiego teatru dla dzieci.

Na tym tle działania pomniejszych scen mogą wydawać się zabawami narwańców. A jednak "oddolne" ruchy, ich determinacja i konsekwencja zasługują na docenienie.

Na takiej pozycji znajduje się Teatr Mały w Manufakturze, który w swym trzyletnim żywocie zdaje się znalazł klucz do pomysłu na siebie. Sięgając po repertuar wszelaki, od klasyki teatru absurdu ("Lekcja" Ionesco) i przedstawień dla dzieci ("Szaro, buro - kolorowo..."), po spektakle z elementami animowania lalek ("Ja, Edith Piaf"), "Mały" trafił wreszcie na "Wydmuszkę", minimalistyczną, ciepłą sztukę Marcina Szczygielskiego, którą zgrabnie, bez zadęcia, choć nie bez potknięć, przygotował na scenę Mariusz Pilawski. Czy w tę lekko liryczną stronę pójdzie Teatr Mały? Wiadomo, że w planach na nowy sezon ma i Czechowa, i Witkacego.

Po miesiącach nieobecności i niepewności znalazł swoje miejsce na łódzkiej mapie Teatr Szwalnia Marcina Brzozowskiego, i działa już w dawnym domu kultury "Kolejarz". Czekamy na efekty z niecierpliwością.

Pod znakiem zapytania stoi natomiast kształt innej cennej imprezy, Łódzkich Spotkań Teatralnych, które odbyły się niejako "podwójnie": przygotowane tak przez Łódzki Dom Kultury, jak i przez stojącą za Marianem Glinkowskim Fundację ŁST W tym przypadku nadmiar imprez, wbrew pozorom, to złe rozwiązanie.

Teatr Chorea wreszcie dla ludzi - tak można powiedzieć o spektaklu "Grotowski. Próba odwrotu" w reż. Tomasza Rodowicza, okrzykniętym w Polsce najważniejszą wypowiedzią teatru alternatywnego ostatnich lat. Zespół Chorei przestał skupiać się na poszukiwaniach wewnątrz siebie, a zaczął przekazywać emocje i myśli na zewnątrz - do widza. W sierpniu przygotował zaś nowy, około-teatralny festiwal Retro/per/ spektywy.

Łódź wzbogaciła się też o nowe "dechy". W błyskawicznym tempie wyrasta przy Teatrze Powszechnym Mała Scena. W takąż - Scenę Wyobraźni im. Brunona Schulza - wyposażony jest już "Pinokio", a będzie miał za czas jakiś Teatr Wielki. Kto je utrzyma i kto finansował będzie premiery? To nie jednyne pytania, z jakimi udajemy się na wakacyjną labę. Nowy sezon na pewno przyniesie kilka rozstrzygnięć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji