Był gwiazdą operetki
Pierwszy amant wrocławskiej sceny operetkowej, absolwent krakowskiej Wyższej Szkoły Muzycznej, prywatnie człowiek pełen rzadkiego już dzisiaj charme - zmarł w miniony piątek. Miał 82 lata.
Występował od 1958 do 1981 roku. Kochał śpiew. Kiedy już zszedł ze sceny, muzykował rodzinnie (grał też na akordeonie). Z dumą podkreślał, że wciąż rozpoznają go dawne wielbicielki. Z rozgoryczeniem narzekał, że w tak dużym mieście jak Wrocław o miłośnikach podkasanej muzy władze miasta zapomniały, likwidując operetkę, której poświęcił całe swoje zawodowe życie. Godzinami mógł opowiadać o tym, jak koncertował w dolnośląskich kurortach, budząc aplauz wśród kuracjuszy, którym przybliżał muzykę. Dzisiaj zapewne swoim śpiewem cieszy uszy innych, ale na pewno wiernych słuchaczy.