Dwie głowy lwa
Na oczach publiczności, przy ukłonach — lew jakby się rozdwoił. Jakby, bo dołem nadal łączy go jednak wspólna skóra, ale górą są już dwie głowy. Tancerzy, którzy byli lwem, a teraz kłaniają się z uśmiechami. Tylko ogon lwi przeszkadza im trochę, gdzieś się zaplątuje, trzeba przesuwać go ręką…
Androkles i lew Shawa w Teatrze Nowym w Poznaniu. Premiera, ale nie któraś tam z rzędu, dźwięcznie jakoś nazwana, ale ta prawdziwa, najprawdziwsza. Pierwszy występ aktorów przed swoimi widzami. Swoimi — bo przecież Nowy ma jakże wierną mu publiczność.
A teraz na scenie obok najbardziej kochanych przez publiczność bohaterów, czyli świetnych aktorów Nowego, są także główni twórcy spektaklu. I to jacy! Człowiek legenda teatru, reżyser Erwin Axer. I wspaniała scenograf Ewa Starowieyska. Publiczność wstaje. Owacje. A reżyser, z emocji chyba, gubi raz, drugi — kwiaty. Całe ich pęki spadają na scenę…
… A potem… A potem — już na foyer. Spotkanie. Rozsuwa się kurtynka i na środku holu ukazuje się stół, przykryty białymi obrusami z owocami, napojami, słodyczami. Przy tym stole, wokół którego zebrali się miłośnicy Nowego, dyrektor Eugeniusz Korin opowiada o swoich „podchodach axerowskich”. O tym, jak długo trwały i jak to Mistrz chciał jedynie pokazać na scenie Nowego jakąś sztukę mało-obsadową. Ale udało się go przekonać do dużego widowiska. Dziękuje też „Głosowi”, za współprodukcję przedstawienia. Erwin Axer natomiast akcentuje swoją satysfakcję z pracy w Nowym. Jest powściągliwy w emocjach, jak to on, ale wyraźnie radość mu sprawiło dzisiejsze przedstawienie. Marian Marek Przybylski mówi z kolei o radości Oficyny wydawniczej „Głos Wielkopolski”, że mogliśmy uczestniczyć w współtworzeniu tego przedsięwzięcia teatralnego. Mówi o „Arkuszu”, którego listopadowy numer jest programem do przedstawienia. Deklaruje też, ku wyraźnej satysfakcji dyrektora, gotowość naszej Oficyny dalszej pomocy świetnemu Teatrowi Nowemu.
… Później następuje promocja książki — rozmowy (przeprowadzili je Piotr Kępiński i Andrzej Sikorski) z Jerzym Stasiukiem, Zarządcą Menażerii w Androkiesie…
I wszyscy — dorywają się do swoich rozmów. Przede wszystkim z aktorami oczywiście. Podsłuchuję, jak wspaniała Maja Komorowska (przyjechała na tę premierę specjalne z Warszawy) mówi Antoninie Choroszy — Lawinii z Androklesa…: „Prawda, pełna ludzka prawda tej Lawinii!” I ogromnie serdecznie gratuluje poznańskiej aktorce.
Formują się grupki, mniejsze, większe. Słyszę, jak ktoś przypomina Zbigniewowi Grochalowi, Metellusowi w Androklesie…, że kiedyś go podziwiał na scenie Teatru Wybrzeże w Gdańsku… A już wydawałoby się, że tak popularny w Poznaniu Zbigniew Grochal jest tu — od zawsze.
Ja długo rozmawiam z Ildefonsem Stachowiakiem o jego roli mocarnego Ferrowiusza. Stasiu, z którym oczywiście przyszedłem na premierę, w pierwszej chwili nie może aktora rozpoznać, bo „w cywilu”, czyli prywatnie, jest on bez scenicznego gęstego zarostu. Pan Ildefons opowiada o koncepcji swojej roli. Jest poznaniakiem. Przypomina swoją grę ongiś w pałacowym teatrze Prezentacje Wiesława Komasy. A z najbliższych planów — ma być Edkiem w Tangu Mrożka. Próby (reżyseria Krzysztofa Babickiego) rozpoczną się w styczniu. Tylko „Misiu”, Michał Grudziński, nam się gdzieś zagubił. A chcieliśmy mu gorąco podziękować za jego świetnego Cesarza…