Tortury kultury. W Lublinie lobby operowe podnosi głowę Więcej... http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,48724,10296157,Tortury_kultury__W_Lublinie_lobby_operowe_podnosi.html#ixzz1Y6Hn4usE
Prezes Zarządu Związku Artystów Scen Polskich Olgierd Łukaszewicz przysłał do władz lubelskich protestacyjny list otwarty, w którym dowodzi, że bez Jacka Bonieckiego nie będzie w Lublinie opery. Mam ten list przed sobą, czytam po raz kolejny - i nie wiem, o co w nim chodzi - pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.
Tym bardziej kiedy przeczytałem jeszcze, co moi koledzy dziennikarze napisali - że list jest w obronie Jacka Bonieckiego, który powinien wrócić do Teatru Muzycznego w Lublinie. Jak mam to rozumieć, skoro w biuletynie BIP jak wół stoi, że Jacek Boniecki pracuje od kwietnia 2008 w Teatrze Muzycznym jako kierownik artystyczny.
Prezes Łukaszewicz użala się nad Bonieckim, że ten został fałszywie pomówiony i z tego powodu kiedyś zwolniony z funkcji dyrektora. Nie odmawiając, broń Boże maestro Bonieckiemu wysokich umiejętności zawodowych i wielkiego talentu muzycznego, pragnę jednak przypomnieć, że to sam maestro związał się niegdyś także z takimi siłami w województwie, które właśnie doniesieniami do prokuratury chciały ugruntować swoją władzę oraz wykończyć przeciwników w walce o stanowiska i wpływy. Była to ohydna polityka i mamy nadzieję, że nie wróci.
A jaką winę prezes przypisuje obecnej dyrekcji TM? Taką oto, że nie walczy o operę. "Mieliśmy nadzieję, że obok Białegostoku, który już lada moment będzie miał operę z prawdziwego zdarzenia, na tzw. ścianie wschodniej Polski pojawi się teatr muzyczny, będący w stanie sprostać repertuarowi operowemu w Lublinie". Bo tak, jak czytamy, prezes i dyrygent Boniecki umawiali się niegdyś z ówczesnym marszałkiem Edwardem Wojtasem.
Opera - to z jednej strony sala z zapleczem, z drugiej - budżet, z trzeciej - publiczność, z czwartej - sens. Nowi marszałkowie policzyli o jakie sumy chodzi i zablokowali zapędy lobby operowego. Dlatego w budowanym Centrum Spotkania Kultur sala będzie duża, ale nie megawielka, a żadnych planów finansowania opery nie ma. O jakie pieniądze chodzi? Marek Weiss, dyrektor Opery Bałtyckiej, powiedział niedawno w wywiadzie, że u niego jedna premiera kosztuje co najmniej 800 tys. złotych. Inni mówią o 2 mln zł.
Jest tajemnicą poliszynela, że polscy i zachodni eksperci lubelskiej aplikacji ESK 2016 stukali się w głowę, kiedy słyszeli o planach stworzenia w Lublinie opery.