Młynarski teatralny
Teatr Telewizji postanowił uczcić jubileusz 40-lecia pracy jednego z najpopularniejszych polskich artystów - Wojciecha Młynarskiego. W poniedziałek, 3 marca, o godz. 21.55 Jedynka zaprezentuje spektakl "Smutne miasteczko", złożony z dawnych i nowych tekstów tego autora.
Wojciech Młynarski - poeta, satyryk, reżyser teatralny, autor adaptacji musicalowej i niezrównany wykonawca napisanych przez siebie piosenek, mówiąc krótko: człowiek-orkiestra. Niemal wszystko, do czego przyłożył rękę - czy to na scenie, czy na estradzie - było wydarzeniem. Tradycję podtrzymuje "Smutne miasteczko" - wyreżyserowany przez Andrzeja Strzeleckiego kolaż tekstów Młynarskiego.
Okazją do przypomnienia piosenek doskonale znanych, takich jak "Nie ma jasności w temacie Marioli", i prezentacji nowych było czterdziestolecie pracy artystycznej Młynarskiego. Na początku lutego jubileusz uczciła Magda Umer, która w warszawskim Teatrze Ateneum pokazała przedstawienie "Młynarski, czyli trzy elementy". Na tej właśnie scenie Młynarski święcił sukcesy jako twórca recitali piosenek Hemara, Brela i Wysockiego w wykonaniu aktorów Ateneum. Ale jest jeszcze jeden pretekst, by fetować właśnie teraz - pod koniec marca artysta będzie obchodził 62. urodziny.
Na scenie i estradzie obecny jest od 40, a właściwie 41 lat. Zadebiutował bowiem w 1962 r. w klubie studenckim Hybrydy jako autor tekstów satyrycznych. Rok później sam zaczął wykonywać piosenki; jego pierwszym wielkim przebojem była "Niedziela na Głównym". Współpracował z wieloma kabaretami, np. ze słynnym Dudkiem. Napisał ponad 2 tys. piosenek, dużą ich część dla gwiazd polskiej estrady. W spektaklu Strzeleckiego teksty Młynarskiego do muzyki m.in. Jerzego Derfla, Macieja Małeckiego, Jerzego Matuszkiewicza, Włodzimierza Nahornego i Adama Sławińskiego wykonują gwiazdy teatralne i telewizyjne, wśród nich Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Gustaw Holoubek, Krzysztof Kowalewski, Piotr Machalica, Zbigniew Zapasiewicz, Andrzej Strzelecki, Wiktor Zborowski i Artur Żmijewski.
Inteligent u lekarza
Są tacy artyści, jakkolwiek nieliczni, których twórczość jest już sama w sobie materiałem na widowiskowy samograj. Takim też przedstawieniem w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego Teatr TV uczcił czterdziestolecie pracy artystycznej Wojciecha Młynarskiego.
Twórczość ta, pełna refleksyjnego, choć niekiedy dość gorzkiego humoru, ukazuje kondycję współczesnego inteligenta. Zarówno tego, który znakomicie radzi sobie w nowych warunkach - prze do przodu i buduje kapitalizm, jak i zagubionego w zbyt szybkich, a przede wszystkim zbyt drapieżnych czasach.
Ilustruje to wspaniale piosenka o człowieku, który chcąc dostosować się do ogółu, prosi doktora, by mu wyciął inteligencję. "Wkrótce mój facet stał się uznany, często widuję go w telewizji" - dopowiada lekarz, który dokonał odpowiedniego zabiegu. Zapytany o program swego nowo utworzonego stronnictwa, pacjent odpowiada, że... piłują gałąź, na której siedzą, "i tym razem to przerżniemy już na pewno". W czasach, gdy pieniądz i silne łokcie są więcej warte niż uczciwość, rzetelność, wierność zasadom i ideałom, dziadek może najwyżej westchnąć do wnuka, że honor dziś "staroć, towar niechodliwy". I nic dziwnego, "że niedawno ktoś w Warszawie chciał łapankę robić na inteligencję". Bo, niestety, "przyszły lata na ludzi niedużych". W czasach, gdy karierę, zwłaszcza polityczną, najłatwiej zrobić rwącym się do władzy oszołomom, którzy chcą na siłę uszczęśliwiać innych, trzeba zgadnąć "w czoła pocie, jaki środek dać idiocie, by idiota mi ojczyzny nie ratował". Młynarski, jak na inteligenta przystało, przestrzega, jak umie - w piosence. Paradoksalnie, w czasach wolności pogorszył się stan świadomości inteligentów. W ubogiej socjalistycznej rzeczywistości stale szukali dla siebie intelektualnej pożywki, wymiana myśli rekompensowała braki rynkowe, a walka z cenzurą przybierała formę współzawodnictwa. "Jeśli za mało książek masz, to wychodzi ci na twarz". Dziś niepotrzebne aluzje, półsłówka, symbole. Jak pan panu, na ławce w parku: "ja na pana pisałem donosy", można powiedzieć wszystko, choć coraz mniej jest do powiedzenia. Za inteligentami ciągnie się balast socjalistycznych przyzwyczajeń, słomiany zapał, brak zdecydowania, rozmywanie działań w morzu słów, strach przed indywidualizmem. Bezpieczniej skryć się za jakąś maską, udawać kogoś innego, podążać za tymi, którzy prą jak buldożery. Teksty Wojciecha Młynarskiego, urzekając urodą frazy, skrząc się dowcipem, subtelną, wciąż potrzebną aluzją, nabierają dodatkowego blasku w mistrzowskiej interpretacji znakomitych aktorów. (Janusz R. Kowalczyk)
Rozmowa z Andrzejem Strzeleckim, reżyserem "Smutnego miasteczka"
Jak narodził się pomysł spektaklu "Smutne miasteczko"?
Andrzej Strzelecki: Dość długo szukaliśmy odpowiedniej formuły, bo przecież Młynarski to autor przepastny, z ogromnym i bardzo różnorodnym dorobkiem. Był więc przede wszystkim problem wyboru, dlatego zwróciłem się z prośbą do Wojtka, żeby zaproponował teksty, które - jego zdaniem - powinny znaleźć się w tym spektaklu. Ja dodałem kilka własnych typów. Mówiąc inaczej, Wojtek od początku uczestniczył w pracy nad scenariuszem, on dostarczał mi materiał, bez jego głowy i oka z pewnością nie porwałbym się na takie przedsięwzięcie. Scenariusz powstawał też w dużej mierze z myślą o aktorach. Ponieważ wiedzieliśmy, że to będzie spektakl w Teatrze Telewizji, dobierając teksty, również publicystyczne, braliśmy pod uwagę także to, że będą rolami do zagrania, a nie tylko fragmentami felietonu czy tekstu piosenki.
Ulubionym bohaterem Młynarskiego od zawsze jest inteligent. Kondycja współczesnego inteligenta to także wątek przewodni "Smutnego miasteczka". A diagnoza, sądząc po tytule, nie jest zbyt optymistyczna...
A.S.: Z tytułem spektaklu mieliśmy trochę kłopotu. W końcu zdecydowaliśmy się na tytuł jednego z utworów - taki, który posiada walor uogólnienia, jednocześnie nie uzurpując sobie prawa do jakichś ostatecznych ocen. Obserwuję społeczną degradację inteligencji na wszystkich możliwych szczeblach i we wszystkich dyscyplinach, od polityki poczynając. Do głosu dochodzą populiści, coraz więcej jest szeroko rozumianego chamstwa i wulgarności. "Smutnym miasteczkiem" chciałem w delikatny sposób, posługując się tekstami znakomitego twórcy, zwrócić uwagę na ten stan rzeczy.
40-lecie pracy twórczej Młynarskiego uczcił spektaklem teatr Ateneum. Czy "Smutne miasteczko" wpisuje się w ten jubileuszowy nurt?
A.S.: Nie. "Smutne miasteczko" zrealizowane zostało wcześniej, a fakt, że emitowane będzie teraz, znaczy, że Teatr Telewizji wykazał się wielką przenikliwością, albo że jest to szczęśliwy zbieg okoliczności. Młynarskiego szanuję i podziwiam jako genialnego artystę i nie potrzebuję żadnych okazji czy jubileuszy, żeby sięgać po jego teksty. Dla mnie jest nieustannie źródłem znakomitego materiału. Cieszę się bardzo, że Teatr Telewizji zainteresował się twórczością Młynarskiego. Dotychczas pojawiała się w nim bardzo rzadko. Nie chodzi tylko o docenienie osoby Wojtka, ale przede wszystkim o to, że obecność jego tekstów w Teatrze Telewizji nadaje im perspektywę inną niż estradowa - a do tej byliśmy przyzwyczajeni. Moim zdaniem, są ludzie, z którymi kontakt jest ciągłym świętem i nie wymaga specjalnych okazji. Do tej grupy należy Wojciech Młynarski.
Kolumnę przygotowała Agnieszka Kwiecień