"Coppelia"
JEST to przedstawienie, na które z powodzeniem iść można z całą rodziną. Moje nowoczesne dziecko, zafascynowane komputerami, na jednej z przedpremierowych prób siedziało cztery godziny i żadną perswazją nie dało się wyciągnąć z teatru. Nic też dziwnego, bo też komedię baletową Leo Delibesa "Coppelia" ogląda się na scenie Opery Bałtyckiej z prawdziwą przyjemnością. Choreografię przygotował gość ze Związku Radzieckiego Vilałtas Brazdylis, opierając się na klasycznym układzie Mariusza Petipy. Scenografię w stylu epoki, kostiumy, z dużym wyczuciem estetycznym opracował Władysław Wigura.
Zaskoczenie budzi jedno - zamieszczone w programie streszczenie libretta, które niewiele ma wspólnego z tym, co dzieje się na scenie. Tym bardziej, że jak napisano, balet jest w dwóch aktach ( i publiczność już szykuje się do wyjścia) - a w rzeczywistości - w trzech. Radzę więc zrezygnować z tej części drukowanego programu, tym bardziej, że przedstawienie baletowe jest przejrzyste i doskonale zrozumiałe.
Poza tym "Coppelia" to nie "Giselle" czy "Jezioro Łabędzie", które mają swoją tradycję i - tu można sobie pozwolić na pewne zmiany. Wyszły one, sądzę, na korzyść przedstawienia. Trzeci akt baletu, który jest zbiorem tańców, często nie jest brany pod uwagę przez kolejnych realizatorów. Tutaj V. Brazdylis zrezygnował z odtworzenia - jak w libretcie - uroczystego poświęcenia dzwonu i wprowadzenia dodatkowych osób a pokazał, po prostu, obrazek weselny. Mogą niektórych razić wiszące nad sceną i trzymane przez tancerzy girlandy kwiatów, ale - jest tu ukazana naiwna XIX-wieczna konwencja, którą można przyjąć i patrzeć z lekkim przymrużeniem oka.
ODBIERA się "Coppelię" na scenie Opery Bałtyckiej jako delikatną parodię klasyki. I dobrze; przez to przedstawienie zyskuje na lekkości, a sami artyści, widać, doskonale bawią się na scenie.
Przede wszystkim oczywiście, dobrze tańczą. A więc - Mirosław Żukowski na czele, w roli Franza, doskonale daje sobie radę z trudnościami technicznymi. Izabela Zub w partii Swanildy jest znacznie lepsza niż w roli Anny Kareniny - jest liryczna, miękka, dziewczęca, pełna wdzięku. W bardzo dobrej formie znajduje się Małgorzata Insadowska, która kreowała postać Lalki Coppelii. To zdolna młoda tancerka, obecnie solistka, która na pewno jeszcze nie raz stworzy interesującą kreację. Jan Jakubowski - wieloletni solista baletu gdańskiego odtwarzał postać Coppeliusza sugestywnie, z dużym zacięciem aktorskim.
GRONO przyjaciół Swanildy i Franza tworzyła grupa solistów, którzy popisali się w tym wieczorze bardzo dobrze technicznie wykonanym tańcem. Byli to: Barbara Brandt, Mariola Lebiga, Beata Borowska, Lidia Drożyńska, Krzysztof Brodek, Krzysztof Szymaniuk, Bogdan Szymaniuk, Mirosław Gordon.
Wydawałoby się, że temat skonstruowania lalki - idealnej tancerki, nie powinien już frapować nikogo. Dzisiejsze wynalazki sięgają o wiele dalej niż najśmielsze marzenia żyjących w XIX wieku. A jednak ta nutka tajemniczości, oddana zresztą świetnie i w scenografii i w całym klimacie przedstawienia - gdzieś tam nas wszystkich pociąga.
NA zakończenie jeszcze o programie. Prawdę mówiąc, interesujący jest w nim tylko artykuł Jana Berskiego. Bo i treść libretta - wprowadzająca widza w błąd i czarno-białe projekty kostiumów niewiele czytającemu dają. No, jest jeszcze reklama dwutygodnika "Ruch Muzyczny", Na pewno po jej przejrzeniu wszyscy rzucą się do kiosków "Ruchu". Wdzięku dodaje papier kredowy klasy europejskiej, na którym program jest wydrukowany. Wszystko za 100 zł. Dziękuję, wolę iść na bagietkę. Kosztuje 75 zł