Lupa w pułapce
Na premiery Krystiana Lupy czekało się z zapartym tchem. Do wczoraj. Jego najnowszy spektakl Auslöschung — Wymazywanie w Teatrze Dramatycznym dłuży się niewiarygodnie i tylko nielicznymi momentami przypomina słynnych Marzycieli i Lunatyków sprzed lat.
Zabójczym pomysłem było rozciągnięcie przedstawienia na dwa trzygodzinne, grane dzień po dniu, wieczory. Litości, kto wytrzyma taki maraton! Lupa wpadł nie tylko w pułapkę czasu. Zafascynowany ostatnią powieścią swego ulubionego pisarza Thomasa Bernharda (wcześniej wystawiał jego Kalkwerk, Rodzeństwo i Immanuela Kanta) jako tłumacz i autor adaptacji nie miał serca do skrótów. Monologom głównego bohatera pozwolił rozrosnąć się do gigantycznych rozmiarów, co przy jednostronności środków aktorskich odtwórcy roli Piotra Skiby, dało efekt dojmującej nudy.
Prawie półtorej godziny trwa początkowy monolog ilustrujący rozterki Franza Josefa — osiadłego w Rzymie Austriaka, sfrustrowanego nauczyciela filozofii i nie zrealizowanego pisarza. Nagła śmierć rodziców i brata w wypadku samochodowym stwarza konieczność wyjazdu na pogrzeb. Decyzja nie jest łatwa, budzi konflikt między potrzebą zasadniczej przemiany dotychczasowego życia, wyeliminowania zeń banału i konwenansu, a presją powrotu na łono rodziny, gdzie nieuchronnie czeka karuzela codziennej rutyny.
Lawina słów sprawia, że przerwę w inauguracyjnym wieczorze witamy z prawdziwą ulgą i nadzieją zmianę nastroju. No i jest zmiana. Wizyta u Marii (kreacja Mai Komorowskiej) i Aleksandra (Waldemar Barwiński), spotkanie z Matką (Jadwiga Jankowska-Cieślak) i jej kochankiem, kardynałem Spadolinim (świetny Marek Walczewski), rozmowy z Gambettim (Andrzej Szeremetą) — uczniem, powiernikiem i obserwatorem, wprowadzają elektryczne iskry. Temperaturę podnosi utrzymany w aurze marzenia „sen wysokogórski”, w którym do schroniska na rozmowę o Schopenhauerze Maria przybywa w balowym stroju, z plecakiem pełnym książek. Zanim wyjdzie przez okno, by zniknąć w śnieżnej zamieci, zobaczy zjawiskowy, wirujący szaleńczo korowód wszystkich postaci spektaklu. Jest jeszcze scena imponującego chaosu, gdy fotograf, pedantycznie ustawiający rodzinę do ceremonialnego, zdjęcia, znika nagle na dłużej, zostawiając wszystkich w osłupieniu. Sekwencje wielkiej urody, przywracające wiarę w intuicję Lupy.
Przez chwilę jesteśmy gotowi wybaczyć reżyserowi długie okresy nudy, ale to dopiero koniec pierwszego wieczoru. Wieczór drugi zaczyna się obiecująco, groteskowym quasiteatrem rodziny przy katafalkach, a kończy ekspresyjną sceną palenia rękopisu Franza Josefa, który, jak się okazuje, nie ma nic oryginalnego do powiedzenia. Ale nie przestaje gadać i ten słowotok właśnie, a nie wcześniejsze piękne sceny, pozostaje w pamięci.
Spektakl, oparty na nie przystosowanym do teatru tekście Bernharda, nierówny i zdecydowanie za długi, budzi rozmaite skojarzenia. Momentami przypomina pierwsze strony Obcego Camusa, meblowanie „biednego pokoju wyobraźni” Kantora, zabawy z czasem w stylu powieści i filmu francuskiego z lat. 60., to znowu redukcjonizm Becketta. Przygnieciony kilometrami monologów stanowczo za mało widoczny jest sam Lupa — wizjoner, jakiego znamy z tylu ekscytujących przedstawień.
Auslöschung — Wymazywanie wg Thomasa Bernharda
Scenariusz, reżyseria i scenografia Krystian Lupa
Muzyka Jacek Osiaszewski
Teatr Dramatyczny w Warszawie
Premiera 10 i 11 marca