Giganci siania maku
Wy, którzy się przejmujecie, trapicie, bledniecie, wy, którym na dygoczącym z rozpaczy sercu kolebie się los nadwiślańskiego teatru w ogóle, a zwłaszcza Narodowego Starego Teatru, porzućcie dufną pewność, że źródło waszego zdumienia, dzisiejsza kondycja Narodowego Starego Teatru nie ma dla was tajemnic - lamentuje Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Co? Dobrze znacie oczy źródła, jego nos, mimikę i ciało całe? Wywąchaliście wszystkie ingrediencje zapachu źródła? Skatalogowaliście odcienie wszystkich jego kolorów i cały jego smak macie na podniebieniu? Co do grama, milimetra i atomu ustaliliście ciężar źródła, jego rozmiary oraz skład chemiczny? Czyżby? Nie, biedni, nie łudźcie się, że wiecie, co w Starym Teatrze jest zdumiewającego naprawdę.
Naprawdę zdumiewająca wcale nie jest jego estetyka sceniczna. Czymże tu się zdumiewać, zwłaszcza głęboko? Przecież estetyka młodzieńczych zrywów to w Polsce - wyłączywszy kilka teatrów - estetyka totalna, panująca niepodzielnie i wcale nie od wczoraj. A poza tym - o gustach (uczono was tego!) nawet się nie dyskutuje, a cóż dopiero o protestacyjnym wymachiwaniu zdumieniem gadać. Estetykę albo się przyjmuje, albo odrzuca. Trzeciej ścieżki brak.
Nie zatem, nie to, co na scenach Starego Teatru widać i słychać, czyli nie to, co subiektywne jest naprawdę zdumiewające. Wbrew pozorom jednak - naprawdę zdumiewające nie jest też to, co obiektywne.
Dwa miesiące temu, powtarzam: dwa miesiące temu, najbliżsi współpracownicy dyrektora Jana Klaty przedstawili mu pismo dowodzące złamania przezeń, i to w żałośnie krótkim czasie, dziewiętnastu, powtarzam: dziewiętnastu, mniejszych lub większych, ale jednak paragrafów teatralnych. A z wszelkimi paragrafami jest tak, że albo się je łamie, albo nie. Kropka.
W świecie paragrafów nie ma bowiem miejsca na żadne "relatywizmy", "światłocienie" oraz inne ocalające "rozmydlenia" - na przykład na: "no, powiedzmy", na: "poniekąd", na: "mam inne wrażenie", na: "czy ja wiem?", lub na gombrowiczowskie: "złamał, albo i nie złamał, więc do sądu idź, albo i nie idź, bo jak pójdziesz, albo i nie pójdziesz, to zmieni to coś, albo i nie zmieni". Tak, w prawie brak jest miejsca na "cimcirymci". Zatem, Klata łamie dziewiętnaście paragrafów - i co?
A co ma być? Niby czym tu się zdumiewać szalenie? A któż nie łamie paragrafów, mniejszych lub większych, oficjalnych i prywatnych! Ty? Nigdy nie przebiegłeś na czerwonym? Bilet kasowałeś zawsze? W dzieciństwie nie nadmuchiwałeś żab nikotynowym dymem? Ile razy żonie dałeś słowo, że piwa nie będzie i wrócisz o 19.00 - a przynoszono cię, całego w pianie, grubo po północy? Umów nie łamałeś? Nie robiłeś z tata wariata? Nie kłamałeś? Czy tak?... Więc lepiej nie dziw się Klacie. W świecie paragrafów on jest tobą. A ty pytasz: co w takim razie jest naprawdę zdumiewające?
Odpowiadam: cisza. Tyle że ona też nie zdumiewa. Jest normą polską - sednem strategii: "branie na przeczekanie" i zarazem znakiem zwycięstwa. Perorowano w Starym o estetyce? Boje o nią toczono? Tak. I co? Nic. Znudziło się, przyschło, po kościach się rozeszło, zwisać zaczęło. Cisza więc, błoga, zwycięska. Na tablicy ogłoszeń pismo o złamanych paragrafach zawisło. I co?
Przez dwa miesiące Klata ani me, ani be, ani kukuryku. Zawiesili, to wisiało, a jak zdjęli, to nie wisi. Mak zasiany. Do ministra kopię wysłali? No to poleży sobie w głuszy, aż zżółknie. Amen. Słowem - w Starym nie ma nic zdumiewającego. On jest już tylko oczywisty. Jak Polska - kraina gigantów kultury, co wszystko mają z tyłu, ale po cichutku.