Przed prapremierą
- "Plac Waszyngtona" dał mi możliwość zbudowania opowieści, która pozwala uczciwie porozmawiać o pieniądzach. Nam - twórcom i widzom, bo postaciom nie przychodzi to łatwo. Ten temat jest mocno i ostro postawiony, bo pieniądze w naszym życiu się liczą. Jeśli uważamy, że jest inaczej, to dla tego, że mamy ich w nadmiarze - mówi reżyserka Maria Kwiecień, przed premierą "Placu Waszyngtona" wg Henry'ego Jamesa w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie.
Rozmowa z Marią Kwiecień, która reżyseruje "Plac Waszyngtona", najnowszą premierę Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie.
Po utwór Henry'ego Jamesa sięgnęła kilkanaście lat temu Agnieszka Holland. Jej film miał dla mnie mocny przekaz - można mieć wszystko, ale często tak naprawdę nie ma się wtedy nic. Zapytam trochę od końca - czy z takim przekonaniem wyjdę z Pani spektaklu?
- Poniekąd zgadzam się z tym wnioskiem, ale tylko poniekąd. Proces, przez który przeprowadzamy bohaterów, doprowadza ich do momentu, w którym nie tyle uświadamiają sobie, że nie mają nic, ile że zostali sami ze sobą. Nikną ich złudzenia na własny temat, na temat innych, swojej roli w świecie, swojej władzy. Zostawiamy ich w punkcie, kiedy stoją przed lustrem, widzą siebie w jakiejś biednej, marnej, na pewno niełatwej do przyjęcia i niezbyt komfortowej prawdzie. Ale wreszcie widzą siebie. I pytanie, co z tym zrobią dalej?
Czyli tworzy im Pani lustro.
- To metafora, która w spektaklu będzie dość eksploatowana. W metaforycznym i w całkowicie fizycznym wymiarze.
Czy miłość będzie tu również tak ważna, jak u Jamesa? I to taka miłość...
- ... która nie wiadomo czy w ogóle jest.
A przynajmniej, czy jest szczera.
- To pytanie, na które ja i aktorzy znamy odpowiedź, ale nie narzucamy jej widzowi. Chcemy widzów zostawić z pytaniami. Na przykład czy każda miłość nie jest aby skażona pewnym wyrachowaniem.
To znaczy?
- Na ile kocham człowieka w jego esencji, w najczystszej formie, a na ile kocham go łącznie z tym, jak, gdzie i w jaki sposób żyje, jego przeszłość i kontekst. Na ile Morris Townsend kocha Catherine Sloper, a na ile dom na placu Waszyngtona, dom, który staje się piątym bohaterem spektaklu.
James poruszał tematy miłości i pieniędzy, ale w XIX-wiecznych realiach. Wiele wątków nie jest dziś aktualnych.
- Miałam kilka wątpliwości w związku z adaptacją i przekładaniem tekstu na współczesne realia. Współczesna dziewczyna, gdyby jej ojciec powiedział, że nie wolno jej się spotykać z chłopakiem, powiedziałaby - "basta, cześć, radź sobie ojciec sam". Na scenie do tego nie dochodzi, ale skłoniło nas to do zbudowania innej relacji między ojcem a córką. Jest ona u źródła nieco zaburzona. To nie jest niezależna nastolatka, która ma głębokie poczucie akceptacji. Ona rozpaczliwie łaknie miłości ojca. Jest tu pewien rys patologiczny. Nieustanne błaganie - "ale zgódź się, zgódź się!". Ona nie jest w stanie przeciąć tej pępowiny. I jej nie przecina, a raczej rozrywa. To bardzo bolesny proces. Relacje są toksyczne na gruncie emocjonalnym i ekonomicznym.
Pieniądze?
- To ważny element. "Plac Waszyngtona" dał mi możliwość zbudowania opowieści, która pozwala uczciwie porozmawiać o pieniądzach. Nam - twórcom i widzom, bo postaciom nie przychodzi to łatwo. Ten temat jest mocno i ostro postawiony, bo pieniądze w naszym życiu się liczą. Jeśli uważamy, że jest inaczej, to dla tego, że mamy ich w nadmiarze.
Spektakl stanie do konkursu podczas m-Teatru. Czy myślała Pani o tym podczas pracy?
- Może mi Pani uwierzyć, albo i nie, ale o tym nie myślałam. To wiedza, którą gdzieś mam, ale mnie nie absorbuje. Pochłania mnie proces tworzenia. A już gdzie wylądujemy finalnie...
Zobaczymy.
***
Prapremiera w BTD
7 czerwca o godz. 19 na małej scenie BTD odbędzie się prapremiera spektaklu "Plac Waszyngtona" na podstawie opowiadania Henry'ego Jamesa. Scenariusz i reżyseria: Maria Kwiecień. Klasyczne, dziewiętnastowieczne opowiadanie, zekranizowane przez Agnieszkę Holland, osadzone będzie we współczesnych realiach. Szacowna rodzina z górnych warstw społeczeństwa i skryta za wielkoświatową fasadą patologia - manipulacja i przemoc psychiczna, przewrotna rywalizacja o władzę, toksyczna więź kata i ofiary. Wszechwładza pieniądza w świecie, w którym o pieniądzach mówić nie wypada. Plac Waszyngtona to coś więcej niż prestiżowy adres w luksusowej dzielnicy. To również pole walki, węzeł krzyżujących się dróg, miejsce spotkań, z których każcie niesie w sobie zalążek rozstania.
Maria Kwiecień ma dwa koty i mieszka w Warszawie. W planach ma inscenizację "Burzy" Szekspira i przebiegnięcie maratonu. Czuje się w połowie drogi.