Fredro w EuroCity
Kiedy o 16.10 spikerka na Dworcu Centralnym obwieściła odjazd pociągu InterCity "Fredro" z Warszawy Wschodniej do Wrocławia, do holu głównego wbiegli aktorzy Teatru Polskiego w kostiumach i... zaczęli grać. W takich to okolicznościach zapowiedziano wczoraj premierę nowego przedstawienia "EuroCity" według komedii Aleksandra Fredry.
Rzecz wyreżyserował Andrzej Łapicki. Tytuł jest zmieniony, ponieważ oryginalny, czyli "Z Przemyśla do Przeszowy", brzmi mało spektakularnie, a poza tym, jak wyjaśnił reżyser, nawet profesora dykcji naraża na połamanie języka. Łapicki dał więc tytuł uwspółcześniony.
- Kojarzy się ze słowami "fast food" i "McDonald's" - zauważył. To może w takim razie do każdego biletu proponować BigMaca i średnie frytki?
Kilkuminutowy pokaz wzbudził niemałą sensację. Oszołomieni pasażerowie tłoczyli się wokół "sceny", żeby zaspokoić ciekawość.
- W ogóle nie wiem, o co chodzi - stwierdził czekający na pociąg do Białegostoku Waldemar Kasietczak. - Ale tam widzę Łapickiego, to wielki autorytet.
- Jak oni dają radę grać w takich warunkach? Przecież w teatrze przeszkadza nawet szeleszczący papierek po cukierku - Maryla Jarczewska oczekująca na ekspres do Gdańska nie mogła wyjść z podziwu. Aktorzy grali jednak niestrudzenie pomimo głośnych komunikatów, tłumu komentujących gapiów, kamer i ogólnego rozgardiaszu.
Największe emocje przedstawienie wzbudziło wśród dworcowych kloszardów. - No i po imprezie - stwierdził z żalem jeden z nich, kiedy dzielni aktorzy wybiegli "ze sceny" równie nagle, jak się na niej pojawili.
Na szczęście fragment spektaklu pokazano na Centralnym wyłącznie w celach reklamowych. Środowa premiera odbędzie się już w luksusowym zaciszu Teatru Polskiego. Reżyser Andrzej Łapicki zapewniał:
- Jeszcze nie zwariowałem. Nie chcę robić teatru na dworcach albo w fabrykach wódek jak mój utalentowany kolega Grzegorz Jarzyna.
"Z Przemyśla do Przeszowy" zagrano ponad sto lat temu tylko raz. Jeśli pomysł na reklamę był podobny, to się wcale nie dziwię.