Artykuły

Opera czasu terroru

Dziś premiera nowej opery Mariusza Trelińskiego. Andrea Chénier to w mojej pracy punkt zwrotny — mówi reżyser

Jolanta Brózda: Po raz pierwszy reżyse­ruje Pan operę tak bliską historii. Ak­cja Andrei Chénier Umberta Giordano dzieje się w czasach rewolucji francuskiej, tytułowy bohater istniał naprawdę. Czy to Panu nie przeszka­dzało w kontekście Pańskich deklara­cji przeciwko doraźności i polityce w sztuce?

Mariusz Treliński: Niedawno dostałem mailem reklamę żyletek ze zdjęciem za­rośniętego Saddama Husajna przed gole­niem i zdjęcie Luciana Pavarottiego po. Z jednej strony mamy groźną rzeczywi­stość, a z drugiej — niewinną twarz śpie­waka. Opera kojarzona jest z tą drugą stro­ną, ze światem uładzonym. Jednak ja przy każdej nowej realizacji staram się do­świadczyć czegoś nowego. Z premedyta­cją wybrałem więc operę, która dotyka rzeczywistości.

Dlaczego Andrea Chénier?

Bo to historia o idealizmie w dobie ter­roru. Opowiedzenie jej dziś, kiedy słowo „idealizm” budzi śmiech, wydało mi się intrygującą pokusą. Zafascynowało mnie, dlaczego ludzie mają skłonność do two­rzenia nierealnych historii wbrew rzeczy­wistości. Mam na myśli np. wątek zwy­cięstwa miłości nad śmiercią, co uosabia Maddalena idąca pod gilotynę z Andrea Chénier. Jeśli chce się mówić o idealizmie w dzi­siejszych czasach, to w takiej opowieści powinna być aura ironii, a opera to umoż­liwia.

Na jaki temat Pan będzie ironizował?

Ironia przenika operę na kilku pozio­mach: historycznym, ludzkim, politycz­nym. Jeśli chodzi o opowieść, najpierw znajdujemy się w świecie „umarłej klasy”, arystokracji na tonącym „Titanicu”. Po­tem następuje okres rewolty i euforii, by sekundę później przyszło rozczarowanie, smutek i śmierć. To etapy charakterystycz­ne dla wszystkich przełomów w historii. Andrea Chénier to w mojej pracy punkt zwrotny. Nigdy na taką skalę nie stosowałem groteski, cynizmu, karykatu­ry. Sceny wyestetyzowane sąsiadują z re­alnymi, zmieniam konwencje czasem kil­ka razy w jednej scenie.

Rewolucja francuska to dla większości Polaków martwy temat z podręcznika.

Zrobiłem wszystko, by w Andrei uwzględnić „wschodni” punkt widzenia. Pod pojęcie rewolucji francuskiej dyskret­nie podłączam późniejsze doświadczenia różnych totalitaryzmów. Kiedy w finale znajdujemy się w gmachu posiedzeń try­bunału, pachnie tam imperium sowieckim i wiecami NSDAP.

Choć data waszyngtońskiej premiery 11 września jest przypadkowa, to ope­ra o rewolucji obudzi skojarzenia ze współczesnym terrorem.

Liczę się z tym. Jeśli para kochanków w nocy przed egzekucją mówi sobie, że ich miłość jest silniejsza od śmierci, to że­by ta scena nie była naiwna, trzeba użyć chwytów wyzwalających konkretne sko­jarzenia. Śmierć pod gilotyną na nikogo dziś nie podziała. Dlatego skonstruowa­łem w finale scenę, która kojarzy się ze współczesnością. Jej szczegóły niech po­zostaną niespodzianką. Jednak współcze­sny kontekst to tylko jeden z poziomów tego utworu. Mam nadzieję, że go nie zdo­minuje.

Inny poziom to postać tytułowego bohatera — poety bezsilnego wobec swoich czasów. Czy ten wątek porusza Pana jako artystę?

Nie, zastanawiam się raczej, czy i jak w naszych czasach można opowiadać historię Chéniera — człowieka piszącego przed egzekucją wiersz, w którym godzi się na śmierć. To dowód jego nieludzkiej siły, z której dziś drwimy, ale tylko dlate­go, że — jak mówił Witkacy — jako ludz­kość skarleliśmy. Chénier jeszcze bardziej mnie zafascy­nował, gdy dowiedziałem się od przyja­ciela, że w stanie wojennym internowani podpisywali grypsy jego nazwiskiem. To bardzo żywy dla nas znak człowieka zdmuchniętego przez historię.


Dla „Gazety”

Placido Domingo
tenor, producent spektaklu

Mariuszowi Trelińskiemu udało się stworzyć wizję rewolucji, która mogłaby się zdarzyć wszędzie. To natu­ralne, że było w tej wizji wiele Polski po­kazanej z dużą siłą. Spodobali mi się wy­konawcy, zwłaszcza Grzegorz Nowak, który zdecydowanie poprowadził orkie­strę. Cały team — Mariusz, Boris i Emil [Kudlicka — scenograf i Wesołowski — choreograf — red.] — jak zwykle mocno zagrał symbolami i wyobraźnią.

Zawsze lubiłem tę operę, jest ze mną ca­łe życie. Czasem krytycy i publiczność ją lekceważą: „Ach, to ten weryzm”. Nie­prawda, opery werystyczne mogą przema­wiać z wielką siłą, kiedy są dobrze wyko­nane aktorsko i muzycznie. Treść Andrea Chénier przystaje do każdego pokolenia, które cierpi z powodu niewoli czy rewo­lucji. Dlatego myślę, że ta produkcja mo­że być ważna dla Polaków, bo przeszli przez to doświadczenie.


Chénier operowy

Bardzo rzadko wystawiane w Polsce dzieło Umberto Giordano po raz pierwszy wystawiono w 1896 r. w La Scali. Libretto napisał Luigi Illica. Chénier to po­eta gardzący arystokracją, prześladowany też przez rewolucjonistów. Zakochuje się w nim hrabina Maddalena de Coigny. Ją kocha Gerard — rewolucjonista i oskarży­ciel poety. Maddalena chce iść na śmierć z Chénier. Wzruszony miłością Gerard odwołuje oskarżenie. Na próżno — Chénier i Maddalena zostają zgilotynowani.

Chénier historyczny

Poeta, dziennikarz i bon vivant (1762–1794). Był umiarkowanym zwolenni­kiem rewolucji. Został aresztowany przez pomyłkę i skazany na śmierć za rzekomo antyrewolucyjną poezję. Hrabina de Coigny była tylko jego muzą, ni­gdy kochanką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji