Walkiria przerwała milczenia
"UCZCIJMY pamięć minutą milczenia..." tak właściwie można by scharakteryzować odniesienie się naszych teatrów operowych do uroczystości proklamowanej setnej rocznicy śmierci Ryszarda Wagnera, przypadającej w lutym ubiegłego roku. Dla naszych teatrów operowych był to raczej... sezon milczenia, czczenie rocznicy, przy skazaniu na milczenie samego jubilata. Tym większą zasługę ponosi Teatr Wielki w Łodzi, który - choć z ponad rocznym opóźnieniem - uczcił jednak wagnerowski jubileusz wystawieniem drugiego ogniwa tetralogii, dramatu muzycznego "Walkiria".
Nadzieje, że "Rok Wagnerowski", rok stulecia śmierci wielkiego reformatora opery, twórcy tzw. dramatu muzycznego, przyniesie u nas lawinę wznowień wagnerowskich, raczej zawiodły. Bo wystawianie oper, a tym bardziej dramatów muzycznych Wagnera, to sprawa trudna i w znacznym stopniu niewdzięczna. Trudna choćby dlatego, że kompozytor ten pisał nie dla głosów, ale raczej... przeciw głosom. Kazał sobie zbudować w Bayreuth teatr wyłącznie dla realizacji swoich dzieł, a przecież pisał... przeciw teatrowi. Wzniosłej symbolice towarzyszyły ogromne trudności wokalistyczne przy nieliczeniu się z naturalnymi możliwościami głosu śpiewaków.
POD hasłem radykalnego zrywania z wyśmianą przez Wagnera-polemistę konwencją dawnej opery, odrzuceniem symetrii w budowie arii, Wagner-reformator częstokroć w swych dramatach muzycznych wylewał dziecko wraz z kąpielą, wprowadzając na miejsce wyszydzanych i odrzucanych konwencji... nowe, obfitujące w umowną symbolikę dłużyzny, wywołujące całkiem po prostu efekt nudy, potęgujący się przez niezrozumiałość tekstu, napuszonego i chwilami wręcz grafomańskiego, tekstu nie dorównującego wartościami artystycznymi muzyce i z reguły zagłuszanego przez masywnie rozbudowaną orkiestrę, mającą być - też konwencja - głównym wyrazicielem dramatycznego sensu całości. Żądza panowania nad światem, zazdrość, zakłamanie, bratobójstwo i skrytobójstwo, kazirodztwo, zemsta i zdrada - oto arsenał niezbyt sympatycznych cech owianych nimbem starogermańskich legend. Choć Wagner wszystkie te cechy łącznie z żądzą panowania nad światem doprowadził w ostatnim ogniwie eposu "Pierścień Nibelunga" do totalnej klęski, nie przeszkodziło to jego hitlerowskim pogrobowcom w wyciąganiu obłędnych wniosków, za co, oczywiście, trudno byłoby winić samego Wagnera.
Wystawianie dzisiaj dramatów muzycznych Wagnera z "Walkirią" w ich liczbie nie przestaje być choćby dlatego sprawą ambicji realizatorów, że wymaga pokonania wielu trudności. Wagner, choć tyle na ten temat wypisywał, nie czuł teatru. Choć sam pisał wierszowane teksty, nie uniknął zawiłej symboliki, nie dorównując jako poeta czysto muzycznym wartościom swych dzieł.
DLATEGO też wystawianie dramatów muzycznych Wagnera z "Walkirią" w ich liczbie, jest zadaniem równie ambitnym, jak ryzykownym. Zadań ambitnych chwyta się teatr łódzki, do czego obecna zwłaszcza dyrekcja zdołała nas już przyzwyczaić. Jeżeli przy tej realizacji "Walkirii" można zastanawiać się nad szczegółami ujęcia scenograficznego, zarówno premierową obsadę, jak i brzmienie orkiestry ocenić trzeba wysoko. Na pewno ambitny zespół łódzki wypadnie postawić wyżej od tych, którzy wagnerowskie stulecie uczcili... "zmową milczenia".