Artykuły

DRZEWO Z POBLISKIEGO LASU

Drzewo Jaroslava Langera przeżyło wszystkie swoje premie­ry w Polsce: pierwszą publika­cje w druku (Dialog w 1962 r.), pierwszą realizacje telewizyjną (Łódź 1965 r.), a ostatnia sztuka weszła - jak to się mówi- na deski Sceny Prób Teatru Dramatycznego.

Myślę, że nie jest to dziełem przypadku. O wiele bardziej był­bym skłonny przypisać owe fak­ty związkom Langera z Polską. Nie chodzi przy tym o związki najbardziej widoczne. niejako publiczne; wiadomo, że od czter­nastu lat Langer zajmuje się po­pularyzacją dramaturgii polskiej w Czechosłowacji, że ma na swym koncie około 30 przeło­żonych utworów, zarówno z kla­syki (Fredro, Zapolską), jak i autorów współczesnych (Sza­niawski, Tuwim), że wreszcie je­mu przypisać należy zasługę wprowadzenia na sceny CSRS Mrożka czy Abramowa, i to na długo przedtem, zanim ich naz­wiska były znane szerokiej pu­bliczności. Nie są to związki "protokolar­ne". Langer po prostu przesiąkł polszczyzną. Zarówno w sensie obyczajowym, jak i intelektual­nym. Nie wiem czy można to przypisać wyłącznie literaturze. Myślę, że nie mniejszą rolę ode­grał w tym procesie okres oku­pacji,spędzony przez Langera w naszym kraju. Polska mogła w tym czasie odurzyć młodego człowieka, rozkochać go w sobie. Rzeczywistość okupacyjna, na­łożona na obraz literacki, mogła wywrzeć wpływ na wrażliwy umysł. Późniejsze wydarzenia mogły ten wpływ intelektualnie pogłębić. "Drzewo" - będąc wyraźną alu­zją do pewnego okresu historycznego, dramatyczniej może zarysowanego w Czechosłowacji niż u nas - zachowało wartość jako obraz skutków konformizmu, wynikającego z materialnego utylitaryzmu. Nie chodzi tu - podkreślam - o mądrość poli­tyczną, dojrzałość, czy świado­mość konieczności. Raczej o bier­ność, wynikającą z naiwnej wia­ry w płaskie obietnice, w de­klaracje.

Matematyk Albert (Mieczy­sław Milecki) przykuty wskutek choroby do wózka na kółkach, mieszka w samotnym domku w górach z bratem Janem (Jaro­sław Skulski), który całe swoje życie poświecił młodszemu Al­bertowi, i wychowanką Anią (Ja­nina Traczykówna). W te spo­kojną egzystencje wdziera sie Stephard (Zygmunt Kęstowicz), który przywędrował tu jako tu­rysta i na zaproszenie Alberta zamieszkał razem z nimi. Aktyw­ny z natury, zaczyna wprowa­dzać reformy, mające ułatwić życie mieszkańcom domu. Pro­ponuje ściąć drzewo, które cał­kowicie zasłania okno i zamyka dostęp słońcu. Usuniecie drze­wa pozwoli Albertowi wydajniej pracować, słońce przywróci mu siły. Ale drzewo okazuje sie twardsze niż przewidywano i ścięcie go bez odpowiednich na­rzędzi (których zimą na góre sprowadzić nie można) przecią­ga się. Wyczerpuje się zapas opału, rozpoczynają sie niesnaski. Wówczas Stephard by przepro­wadzić swój plan do końca, roz­poczyna rządy terroru.

Streściłem rzecz w wielkim skrócie. W istocie jest ona o wiele bardziej skomplikowana. Langer jest zbyt doświadczonym dramaturgiem, aby z jednej stro­ny demonstrować niewinne ba­ranki, z drugiej - czarnego wilka. Chodzi jednak o nurt głów­ny. Stephard nie wdarł się gwałtem do domku, nie wymuszał zgody na ścięcie drzewa. Propo­nował. A że później sprawy się skomplikowały i zaczęły działać mechanizmy, które - jak to się zwykle dzieje - ujawniają prze­paść między celem a środkami, mającymi do tego celu prowa­dzić - to już inna sprawa. Pro­blem polega na tym, że miesz­kańcy domu chętnie poddali sie władzy Stepharda i nie prote­stowali, gdy jego władza stała sie nieograniczona, że - słowem - nie zagrodzili drogi, prowadzącej do dyktatury i nieuchronnego terroru. Taki wydaje sie wniosek autora. Jak sam zresztą wyznaje, "Drzewo nie jest sztuką ani o wolności, ani o dyktaturze. Nie jest obrachunkiem z kultem jednostki, nie jest polemika ideologiczną z dogmatyzmem, nie jest obrazem metaforycznym wstrzą­sów, które przeżywaliśmy. Tym wszystkim nie jest,chociaż z tego niewątpliwie wyrasta i to wszystko znajduje w sztuce swo­je odbicie". Nie trzeba dodawać, że te doświadczenia były naszym udziałem w równym stopniu, jak Czechów i innych. Śladów polskości można by sie dopatrzeć w konstrukcji utworu, który w pierwszych dwóch aktach wydaje sie nawiązywać do wzorów poetyki Szaniawskiego. Ale niestety Langer dopro­wadzając do konfliktu, który ożywia dramatycznie akcie, nie potrafił nasycić go ważkimi tre­ściami. Mimo skrótów, dokona­nych przez reżysera (Lecha Woj­ciechowskiego) pierwsze dwa akty się dłużą. Ożywienie wno­si cześć końcowa - owo spięcie dramatyczne, zamykające sztukę i przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji