Nam o coś chodzi
Z Krzysztofem Bizio, dramaturgiem, autorem sztuk "Porozmawiajmy o życiu i śmierci", "Toksyny", "Lament", "Śmieci" rozmawia Ewa Obrębowska-Piasecka
Premiera "Lamentu" odbyła się wczoraj [8 marca] w Teatrze Polskim. Autor Krzysztof Bizio nie mógł na nią przyjechać, ale spektakl widział już podczas [lutowej] premiery w Bydgoszczy (przedstawienie powstało we współpracy z tamtejszym Teatrem Polskim).
Ewa Obrębowska-Piasecka: Pamięta Pan, co było impulsem do napisania "Lamentu"?
Krzysztof Bizio: Tak. Słuchałem reportażu radiowego o bezrobotnej kobiecie: pięć pierwszych zdań to jest początek mojej sztuki. Potem poszedłem już w zupełnie innym kierunku. Chciałem, żeby to były monologi, żeby uzyskać efekt bliskości, zwierzenia, prawdy.
Reżyser Paweł Szkotak dość mocno w sztukę zaingerował, zamieniając monologi na dialog, wprowadzając czwartą postać...
- Uważam, że to trafne zabiegi. Monolog jest trudną formą, niemal nieteatralną, a wprowadzenie czwartej postaci wydobywa z tej historii jakąś metafizyczność. Szkotak nie tnie tekstu, nie przestawia go, jest mu tak naprawdę wierny.
To już druga realizacja "Lamentu".
- Pierwszą w łódzkim Teatrze Powszechnym wyreżyserował Tomasz Man. To było zupełnie inne przedstawienie: szybkie, montowane jak teledysk w MTV. Szkotak odkrywa w tej sztuce zupełnie inne rzeczy. Wierzyłem, że znajdą się reżyserzy, którzy tak potraktują moje sztuki, no i się znaleźli. Jestem świeżo po premierze moich "Śmieci" w szczecińskim Teatrze Współczesnym, wyreżyserował je Piotr Łazarkiewicz. Ten spektakl i przedstawienie Szkotaka, mimo wszystkich formalnych różnic, są do siebie bardzo podobne i bardzo mi bliskie.
Czy "pokolenie porno", do którego i Pan jest zaliczany przez Romana Pawłowskiego, to to samo co "młodzi brutaliści"?
- Przyczepiono nam łatki doraźności, publicystyczności, naskórkowości. Ja się z tymi łatkami nie identyfikuję. Poza tym przecież my nie jesteśmy żadną grupą, nawet nie wszyscy się znamy. Różnimy się od dramaturgów z Zachodu, bo i nasze światy się różnią. Zaryzykuję twierdzenie, że nam jeszcze o coś chodzi. Jest jeszcze dobro i zło.