Artykuły

Pożegnanie z przeszłością, czyli rozrachunek z samym sobą

TEATROTEKA FEST. Festiwal podzieliliśmy na bloki tematyczne. Od pierwszego festiwalowego dnia przybliżamy je Państwu piórem młodych adeptów Nowej Siły Krytycznej. A przy okazji tłumaczymy, dlaczego do najbliższej niedzieli (12 lutego) warto być z nami na projekcjach w Teatrze Collegium Nobilium Akademii Teatralnej. Przypominamy: wstęp wolny. O drugim dniu festiwalowych prezentacji pisze Katarzyna Bekielewska.

Wszyscy jesteśmy uwikłani w mity, które kształtują nasze życie i postrzeganie świata. Są ważnym elementem funkcjonowania w społeczeństwie, wyznaczają wzór postępowania. Wypełnianie tych modeli może dawać poczucie stałości, sensu życia. Ale mity mogą działać też destrukcyjnie, wypaczać postrzeganie siebie i innych, rzeczywistości. O tym właśnie traktują spektakle prezentowane w drugim dniu Teatroteki Fest -przyświeca mu hasło "Rozbijanie mitów".

Jedna ponad wszystko

"Walentyna" Julii Kijowskiej i Wojciecha Farugi stanowi punkt odniesienia do rozważań nad rolą kobiet w społeczeństwie. Mówi się, że Walentina Tierieszkowa została namaszczona przez Nikitę Chruszczowa na pierwszą kobietę w kosmosie. Wojciech Faruga, także reżyser tego przedstawienia, starał się podkreślić dosłowność życia kosmonautki. Walentyna (Julia Kijowska) w czasie całego spektaklu porusza się na obrotówce. To jej świat, jej planeta, centrum jej jestestwa, wokół którego sama również się obraca w różnych kierunkach, zupełnie tak, jakby nie wiedziała, w którą stronę zmierza.

Na początku na scenie leżą jej kask i uniform, obrysowane białą kredą. Przypomina to zabezpieczanie śladów przez policję w miejscu przestępstwa. To są dowody lotu kobiety w kosmos. Bohaterka zaczynając opowieść, wygląda na wybudzoną ze złego snu. Gwałtownie nabiera powietrza, rozgląda się dookoła, wydaje się zdezorientowana, tak jakby zupełnie nie widziała, co wydarzyło się chwilę wcześniej. Mówi wręcz obłąkańczo - przypomina osoby, z którymi była związana zawodowo i prywatnie. Wiele nawiązań do realnych zdarzeń czyni ten spektakl nie tylko widowiskiem uświadamiającym postrzeganie Tierieszkowej jako bohaterki narodowej, ale też żywą lekcją historii. Widzimy jak ze zwykłego człowieka robiony jest heros, kobieta czynu, bez której ród męski, obywatele i Partia sobie nie poradzą. Aby pozyskać wsparcie tam, gdzie go brakuje władzy, czyli wśród kobiet, postanowiono posłużyć się astronautką. W scenie, w której do Walentyny podchodzą chórzystki, odnosi się wrażenie, że nie mamy już do czynienia z człowiekiem śmiertelnym, ale z istotą nadprzyrodzoną, niemal Matką Boską, do której kierowane są prośby. Oświetlenie, które ogarnia całą scenę przypomina jaskrawe światła laboratorium, a kable, pod które podłączono bohaterkę dają wrażenie sprawowania kontroli nad nią z Ziemi.

Gra w pojedynkę

Udawanie - to słowo klucz spektaklu "Chłopiec malowany" w reżyserii Piotra Ratajczaka. Dramat Piotra Rowickiego to synteza kilku mitów: niezłomnego żołnierza, bezwarunkowej miłości do ojczyzny, bohaterskiego czynu, szczęśliwego życia. Każdy z odpowiadających im bohaterów zdaje się łamać utarty stereotyp na swój temat.

Jankowiak i Michaluk to posłańcy niosący złą nowinę. Ich zadaniem jest przekazanie Matce (Beata Zygarlicka) informacji o śmierci Syna (Dobromir Dymecki) na wojnie w Afganistanie. Śmierć ta, jak się później okazuje, była głupia i niepotrzebna (próba rozluźnienia się przy pomocy narkotyków kończy się wbiciem noża w nogę i wykrwawienie się). Na potrzeby podtrzymania w cierpiącej matce dumy po stracie ukochanego dziecka, sytuacja zostaje ubrana w kostium bohaterskiego czynu. Kobieta od dawna czekała na żołnierzy, ale nie chciała usłyszeć tego, co mają do powiedzenia, zwleka z otwarciem drzwi, częstuje obiadem... Wypiera ze świadomości utratę dziecka, wierząc, że to, co niewypowiedziane, nie istnieje. Tym zachowaniem wyprowadza z równowagi mężczyzn, doprowadza do tego, że sama oddaje strzał w kierunku jednego z nich. Maska opanowania spada na krótką chwilę, ale przesądza o życiu Michaluka. W tym czasie Jankowiak kolejny raz traci nad sobą panowanie, w zamian za przemilczenie śmierci kolegi, żąda pieniędzy. Gdy słyszy odmowę, strzel sobie w głowę, to zapewne wynik nie tylko napięcia wywołanego wszystkimi zajściami, ale i przeżyć na froncie.

"Chłopiec malowany" pokazuje, że zostajemy sami ze swoimi lękami w świecie odczarowanym z fantazji. Kobieta po stracie ojca, męża, syna musi poradzić sobie z życiem, którego nie ma już komu poświęcić. Przyzwyczajona do bycia "dla kogoś", nie potrafi przystosować się do życia w pojedynkę. Natomiast żołnierze powracający z frontu przywożą bagaż doświadczeń, z którym nie potrafią sobie poradzić. Popadają w uzależnienia, stają się nerwowi, agresywni, czują się pozostawieni na pastwę losu, osamotnieni w walce ze swoimi demonami. Stają się żywym przykładem tego, że nie istnieje człowiek, który zniesie wszystko siłą charakteru. Oficer wojska to taki sam śmiertelnik, jak każdy z nas, potrzebuje wsparcia.

Konkurs kłamstw

Jaki mit rozbija Krzysztof Czeczot w "Miss HIV"? Jest ich co najmniej kilka. Tytuł wskazuje na problem wykluczenia społecznego ludzi zarażonych wirusem. Pomysł wyborów dla najpiękniejszej nosicielki HIV nie jest już tak zaskakujący jak w 2005 roku, kiedy odbyła się prapremiera sztuki Macieja Kowalewskiego. Kolejnym mitem, z którym próbują się rozprawić twórcy jest kłamstwo. To słowo klucz dramatu. Zakłamane są uczestniczki show. Za kulisami odkrywają przed sobą prawdę mówiącą o sposobie, w jaki stały się nosicielkami, natomiast na scenie, walcząc o tytuł, koronę i nagrody, fałszują swe historie.

"Miss HIV" to również przegląd postaw wobec życia. Zwyciężczyni, Irina (Olga Bołądź),prowadzący show Rafael (Adam Woronowicz), jak i przewodnik po nim, w istocie przegrywają. Pewność siebie, którą emanowali, zatarła się, otoczyła ich beznadzieja. Tło sceny, na której rozgrywa się finał wyborów jest czarne, oświetlenie ustawiono w taki sposób, że Rafael stojąc samotnie na środku sceny zdaje się być jedynym, który rozumie beznadziejność położenia wszystkich znajdujących się w sali. Urszula (Dorota Kolak), strażniczka zasad moralnych, kreująca się na sprawiedliwego sędziego, dzięki uzyskanym pieniądzom pomogła zaledwie dwudziestu trzem osobom, resztę funduszy inwestuje w siebie i męża. Julia (Anna Próchniak), głupiutka nastolatka, budzi politowanie tym, w jaki sposób dąży do uzyskania tytułu, jak wywyższa się rozpoczętą karierą aktorską. Tylko jedna z uczestniczek, Klara (Katarzyna Warnke), wydaje się być "czysta", nieskalana fałszem i obłudą. Z trudem przychodzi jej zarówno przytaczanie swojej historii, jak też jej zmyślanie po to, by wygrać. Zachowała godność, choć w przypływie emocji nie bała się wykrzyczeć przed tłumem swoich spostrzeżeń i pokazać, co ją tak naprawdę boli. Jako jedyna odeszła z godnością. Nie wpuściła kamer w prywatne życie, zajęła się swymi dziećmi.

Góra cierpienia

"Wasza wysokość" Anny Wakulik w reżyserii Agnieszki Smoczyńskiej to spektakl, który razi dokładnością, zarówno w treści, jak i w realizacji. W centralnej części baraku widzimy Wandę (Dorota Kolak), która opowiada o wyprawie wysokogórskiej (historia inspirowana życiem Wandy Rutkiewicz). Z dwóch stron zaczynają padać coraz to bardziej natarczywe pytania, a ona siedzi spokojnie, na jej twarzy maluje się delikatny uśmiech. W tym samym budynku, w którym udzielała wywiadu znajduje się kaplica, nie różni się niczym od poprzedniego pomieszczenia, z wyjątkiem tła - na podwyższeniu stoi podobizna Artura, po dwóch stronach wzdłuż ścian ustawiono rzędy krzeseł dla gości. Uniwersalna przestrzeń wyraża sens ludzkiego istnienia: przeżyć.

Wanda, kierowniczka wyprawy, wyruszyła wraz z siostrzenicą Anną (Agnieszka Żulewska) i jej ojcem Jerzym (Jacek Romanowski) na Kanczendzongę, by odnaleźć ciało Artura. Pomysł poddał Operator (Krzysztof Czeczot), który idzie razem z nimi, chce zrobić film dokumentalny, zależy mu na rozgłosie i pieniądzach. W namiocie dyskutują, czy warto wyruszać w zamieć. Sytuacja ta pokazuje, kto gra tu pierwsze skrzypce: Wanda jest odsunięta od reszty, siedzi i szydełkuje; Operator próbuje wbić się między nią a Jerzego; Jerzy rozwiązuje krzyżówkę; Anna w pozycji wpółleżącej zdaje się być zobojętniała na wszystko. Wszyscy razem i każdy z osobna borykają się ze swoimi demonami. Kamera często filmuje aktorów od pasa w górę, przyglądamy się zmęczonym twarzom bohaterów.

Wielka nieobecna

Rozbiciem mitu Solidarności zajął się Szymon Bogacz. "Zakład doświadczalny Solidarność" w reżyserii Adama Sajnuka przedstawia galerię postaci opowiadających jak im się żyło w latach osiemdziesiątych. Nie byłoby to tak ciekawe, gdyby autor nie wprowadził jako głównej bohaterki nieobecnej Grażyny. Solidarnościowe doświadczenia poznajemy przez pryzmat jej losów .

Telewizyjna realizacja przypomina fabularyzowany dokument. Widz wciągany jest w opowieść o zwykłych ludziach, których życie przypadło na czasy PRL-u. Bohaterowie jakby właśnie oderwali się od codziennych obowiązków lub przyzwyczajeń po to, by móc dać świadectwo czasom i waleczności bohaterki. Są tu dla niej na chwilę, zaraz wrócą do szarej codzienności. Zabawne przerywniki dają wytchnienie, stanowią kontrast do jednolitej narracji, wtedy też słyszymy muzykę.

Opowiadający często nie mają nic wspólnego z heroicznymi dziejami Solidarności. Ich pobudki wstąpienia do związku bywały osobiste, a rozbuchane ego nie pozwalało niektórym na dostrzeżenie wysiłków związkowców, którzy działali, by zmienić świat na lepsze. Właśnie z tej mitologii próbują oczyścić twórcy przedstawienia historię Solidarności. Mit jedynie heroicznego działania nie mógł przynieść wielu korzyści, sprowadził grozę internowania. Nadzieją okazywali się ludzie dobrej woli, którzy różnymi sposobami ratowali z opresji Grażynę i jej podobnych.

Spektakle zaprezentowane w ramach drugiego dnia Teatroteki zrealizowano w konwencjach od metafory, przez stylizację (choćby na dokument), po realizm. Wszystkie miały cechę wspólną: przekazanie lekcji, lecz tylko od widzów zależy, czy będą na tyle odważni, by ją przyjąć. Odczarowywanie postaw, które głęboko tkwią w człowieku nie jest łatwe. Zderzenie z prawdą rozbija poczucie bezpieczeństwa osadzone na fundamentach kłamstwa. Atakujący zewsząd jazgot sloganów, kurczowe trzymanie się przyzwyczajeń, tkwienie w świecie, który jest nierealny, bo wytworzony na potrzeby własnego komfortu, służy człowiekowi do przetrwania, ale w rezultacie niszczy go. Jeśli dopuścimy prawdę, prościej będzie funkcjonować wśród ludzi. Staniemy się odporni na propagandę, zaczniemy żyć własnym życiem, odpowiadać za czyny, które popełniamy.

***

"Poznaj nowe kadry teatru". Festiwal Teatroteka Fest, Teatr Collegium Nobilium, Warszawa, 8-12 lutego 2017

Dzień II: "Rozbijanie mitów"

"Walentyna" Julii Kijowskiej i Wojciecha Farugi, reżyseria: Wojciech Faruga

"Chłopiec malowany" Piotra Rowickiego, reżyseria: Piotr Ratajczak

"Miss HIV" Macieja Kowalewskiego, reżyseria: Krzysztof Czeczot

"Wasza wysokość "Anny Wakulik, reżyseria: Agnieszka Smoczyńska

"Zakład doświadczalny Solidarność" Szymona Bogacza, reżyseria: Adam Sajnuk

***

Katarzyna Bekielewska - studentka V roku polonistyki na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, realizuje dwie specjalizacje - edytorską i teatrologiczną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji