"Pomnikowa" afera
Komedia Michałkowa "Kupiłem pomnik swój", której polską prapremierę zaprezentował warszawski Teatr Powszechny, budzi w widzu pewien niedosyt. Przez dwa akty oglądamy komedię satyryczną, skonstruowaną z humorem i prawdziwym wyczuciem sceny, i już z góry cieszymy się na akt trzeci, w którym "bohater" sztuki, dyrektor miejskich przedsiębiorstw komunalnych, Poczesuchin, zostanie ku naszej satysfakcji całkowicie unicestwiony (oczywiście tylko w sensie moralnym). Niestety jednak akt trzeci dramaturgicznie zawodzi, a dość schematyczne ujęcie tych scen od strony reżyserskiej pogłębia jeszcze uczucie rozczarowania. Rozprowadzona na długi akt z epilogiem końcowa pointa satyry traci ostrość, nuży.
A szkoda, bo pomysł dramaturgiczny, stanowiąca oś akcji utworu sprawa pomnika, odkrywa nam w Michałkowie rasowego komediopisarza. Bohater komedii, Poczesuchin, osobistość nadęta nicością lecz ogromnie ważna, w skrytości ducha pieści marzenia o życiu podobnym, jakie wiódł jego przodek, zamożny mieszczanin. I oto nadarza mu się okazja nabycia - wprawdzie niezupełnie legalnego - okazałego pomnika na cmentarzu, nagrobka bogatego kupca pierwszej gildii. Poczesuchin dyrektor kupuje dla siebie pomnik Poczssuchina kupca, gdyż wspaniały nagrobek pochlebia jego próżności i stanowi jedyne dostępne mu ziszczenie tęsknot za życiem, tak różnym od tego, które musi prowadzić jako współczesny małomiasteczkowy dygnitarz. Poczesuchin dba o swój pomnik, sadzi wokół niego kwiaty i spędza na cmentarzu najpiękniejsze chwile: śnią mu się szalone zabawy z szampanem i Cygankami. Jednym słowem prowadzi podwójne życie - jedno na jawie, drugie we śnie (to drugie oczywiście w wielkiej tajemnicy z lęku przed kompromitacją, która istotnie następuje). Pomnik Poczesuchina ma więc niejako podwójne znaczenie: dosłowne i przenośne.
Groteskowy akt II jest niewątpliwie najlepszy z całej komedii i najlepiej też udał się reżyserowi przedstawienia, Jackowi Szczękowi. Negatywnego bohatera komedii gra Kazimierz Talarczyk kulturalnie i bez szarży. Jego partnerem w aferze z pomnikiem jest Jan Ciecierski (grabarz Wieczerynkin), który zabłysnął w tej roli całym swym dowcipem i satyrycznym zacięciem. A jak tańczy i to fragment z "Jeziora łabędziego"! Te dwie postaci zostały przez autora komedii nasycone życiem,, są prawdziwe, trójwymiarowe. Pozostałe, naszkicowane zaledwie, muszą też sprawiać sporo kłopotu reżyserowi i aktorom. Janina Martini z powodzeniem starała się tchnąć życie w żonę Poczesuchina, Warwarę. Zabawny epizod udało się stworzyć Kazimierzowi Janusowi w roli fryzjera Toptunowa, natomiast zupełnie bezradna okazała się Maria Seroczyńska w roli sekretarki Poczesuchina i Tadeusz Czechowski jako Czurkin, jedyna pozytywna osobistość w komedii.
W oprawie scenograficznej: Krzysztofa Pankiewicza elementy zbyt dosłownej niekiedy brzydoty (np. mieszczańskie wnętrze w domu Poczesuchinów) sąsiadowały z akcentami dowcipnej parodii.