Stawiajmy na swoich
Magistrat życie kulturalne w mieście buduje za pomocą festiwali o wielkiej mocy promocyjnej. Czy ta strategia zagwarantuje nam zwycięstwo w walce o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku? - zastanawia się Grzegorz Giedrys w Gazecie Wyborczej - Toruń.
Grzegorz Grabowski, dyrektor wydziału kultury w toruńskim magistracie, wielokrotnie zaznaczał, że miasto otacza swoim mecenatem przede wszystkim wydarzenia prestiżowe - o wysokiej klasie artystycznej i potencjale promocyjnym. Urząd woli imprezy masowe, które oprócz mieszkańców przyciągają uwagę turystów. Czynią one z torunian wszechstronnych konsumentów kultury, ale jednocześnie nie mają długotrwałego wpływu na życie artystyczne miasta. To jednorazowe igrzyska.
I na takich atrakcyjnych ale krótkotrwałych impulsach miasto zdaje się budować swoją strategię do walki o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku.
Brakuje znaku Q
Miasto już teraz powinno zająć się artystami, którzy w 2016 roku będą tworzyli programy festiwali, imprez kulturalnych i przygotowywali własne działania wspierające tę ideę. Na początku mogłoby opracować promocyjne logo starań o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, które przyznawano by uznanym lub obiecującym twórcom. Znak towarzyszyłby im wszędzie, gdzie by się pojawili ze swoimi wystawami, spektaklami teatralnymi, filmami, książkami i muzyką. Miałby on symbolizować najwyższą jakość i szacunek władz miasta dla wartości pracy mieszkających tu artystów. Certyfikat Europejskiej Stolicy Kultury w Toruniu nie powinien być przyznawany twórcom jedynie za to, że są beneficjantami magistratu. Najlepiej gdyby status oficjalnego przedstawiciela toruńskiego świata kultury nadawało grono ekspertów wywodzących się z różnych środowisk twórczych, naukowych i opiniotwórczych.
Przydałby się także rozwój programu stypendialnego. Perspektywa organizacji imprez Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku jest odległa, ale już dziś należy wspierać najmłodszych. To przecież oni za 10 lat będą reprezentowali artystyczny Toruń. Prawdziwą kopalnią talentów mogą być Zespół Szkół Muzycznych i wydział sztuk pięknych UMK. Tam należy szukać ludzi, którzy zagrają główną rolę w walce o europejskie zaszczyty.
Ponadto program stypendialny w obecnym kształcie opiera się na jednym założeniu: miasto wspiera aspiracje i starania, ale nie efekty; wspiera środki, a nie cele. Stypendia - tak jak obmyślili to urzędnicy - nie opłacają przygotowania wystawy, wydania książki, wprowadzenia filmu do dystrybucji, ale pokrywają jedynie koszty pracy twórczej. Wystarczy zadać sobie jedno podstawowe pytanie: ile z inicjatyw toruńskich stypendystów rzeczywiście zakończyło się książką, filmem, imprezą, spotkaniem? Z moich obserwacji wynika, że niewiele. Ta sytuacja przypomina mi anegdotę o pewnym polskim poecie międzywojennym. Otoczony państwowym mecenatem twórca miał udokumentować wszystkie swoje wydatki związane z pracami nad kolejnym zbiorem wierszy. Urzędnikom przyniósł zatem stos kwitów fiskalnych z knajp. Tam właśnie poszukiwał inspiracji.
Okazuje się zatem, że stypendia powstały w Toruniu tylko po to, żeby ułatwić życie artystom. Konsumenci kultury - jak się zdaje - z tego miejskiego mecenatu na ogół nie mają żadnych korzyści. Sytuacja, w której sfinansowano by twórcom część kosztów publikacji, rezerwacji sal wystawowych czy nawet promocję swojego dorobku poza miastem i krajem, byłaby korzystniejsza zarówno dla nich, jak i dla odbiorców. Miasto na razie tego nie dostrzega.
Prowincjonalne czerwone dywany
Niektóre festiwale odbywające się w naszym mieście wręcz pogrążają Toruń w prowincjonalności. Swój program budują w oparciu o sprawdzone "firmy" z zewnątrz. Łatwo można odnieść wrażenie, że tego typu działania polegają na rozkładaniu czerwonych dywanów i przedstawiania Torunia jako miejsca, które celowo omijają wielkie nazwiska.
Najgorszy przykład takiej właśnie inicjatywy dały ostatnio II Europejskie Spotkania Artystyczne. To impreza-worek. Wrzuca się do niego wszystko: Andrzeja Wajdę (który zresztą zrezygnował z udziału w spotkaniach), Małgorzatę Kożuchowską, żonę Witolda Gombrowicza, kilka wernisaży i koncertów kameralnych. Poszczególnych wydarzeń nie spaja żadna idea. Są przypadkowe, chaotyczne i przedstawiają typowo prowincjonalny styl myślenia: kilka nazwisk ma przekonać nas-prowincjuszy o atrakcyjności programu. Gdyby miastu w przyszłości zależało na organizacji imprez wyłącznie o takim charakterze, ponieślibyśmy niechybnie porażkę w walce o miano Europejskiej Stolicy Kultury.
O ile lepiej byłoby skorzystać z naszych sprawdzonych "firm". Toruńskie przygotowania do europejskiej rywalizacji powinny polegać przede wszystkim na budowaniu silnego środowiska artystycznego i przyciąganiu do miasta twórców, którzy chcieliby się tutaj osiedlić. I tu dobry przykład: rozwój naszych kameralistów w Toruńską Orkiestrę Symfoniczną. Jej dyrektor Marek Wakarecy tworzył zespół przez lata, wierząc, że tylko mocne lokalne korzenie instytucji zagwarantują jej sukces na szczeblu lokalnym i krajowym. Opłaciło się.
Tylko bez kompleksów
Toruń nie ma się czego wstydzić. Bez pomocy z zewnątrz i bez rozkładania czerwonych dywanów mógłby własnym wysiłkiem stworzyć imprezy odbywające się w ramach Europejskiej Stolicy Kultury. Mamy Teatr Horzycy, Baj Pomorski i Teatr Wiczy, które swoimi kolejnymi działaniami potwierdzają wysoką artystyczną renomę. Aktywni pozostają twórcy będący od lat wizytówką miasta: dawni muzycy Republiki, jazzman Bogdan Hołownia, pieśniarz Mariusz Lubomski i rockowa Kobranocka.
Sukcesy odnoszą też animatorzy kultury. Monika Weychert-Waluszko z powodzeniem prowadzi Galerię Dla... w klubie NRD i zaprasza na wystawy coraz ciekawszych młodych artystów, nie zapominając jednocześnie o studentach i absolwentów wydziału sztuk pięknych UMK. Katarzyna Jaworska, dyrektorka festiwalu filmowego Toffi, w tym tygodniu prowadziła blok prezentujący młodą polską kinematografię na prestiżowym festiwalu Terra Polska w Berlinie. A Małgorzata Jankowska z Galerii Wozownia niestrudzenie promuje sztuki intermedialne.
Na zaufanie polskiego przemysłu muzycznego zasłużyła ostatnio grupa Toronto, której płyta "Miasto" zagwarantowała jej nominację do fonograficznych Fryderyków. Debiutancki album dla dużej wytwórni wkrótce wyda torunianin Sławek Uniatowski, finalista ostatniej edycji telewizyjnego konkursu talentów "Idol". Popularność w środowisku muzyki alternatywnej stopniowo zdobywa Hati, a Staff złożony z młodych jazzmanów cały czas się rozwija. Osobnym zjawiskiem jest Zespół Szkół Muzycznych w Toruniu. Uczniowie i absolwenci tej szkoły niemal bez przerwy wracają z nagrodami z konkursów solistycznych i kompozytorskich. Nie zapominajmy o plastykach, którzy coraz odważniej radzą sobie na rynku sztuki, jak np. Andrzej Wasilewski, Justyna Grzebieniowska czy Miłosz Pobiedziński.
Taki potencjał już w tym roku pozwoliłby Toruniowi na stworzenie interesującego programu Europejskiej Stolicy Kultury - zdolnego przyciągnąć do nas nie tylko polską widownię.
Jak pobić Wrocław?
Wrocław, który z pewnością będzie pretendował do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, przygotował staranną strategię przyciągania do siebie ludzi młodych i zaangażowanych, żądnych pracy i kulturalnych rozrywek. Swoich artystów stara się promować na zewnątrz, wykorzystując ich nawet w reklamach zachęcających nie tyle do zwiedzenia zabytków Wrocławia, ale do osiedlenia się tu na stałe. Twórcom funduje mieszkania komunalne z przeznaczeniem na pracownie artystyczne.
Toruń w zasadzie nie nawiązał jeszcze konkurencji z Wrocławiem i nie zwiększył w wyraźnym stopniu swojego promocyjnego budżetu, nie mówiąc już o tak śmiałym pomyśle, jak przekazywanie lokali do dyspozycji artystów. Nasze miasto nadal pragnie turystów - uczestników kultury tymczasowej, zaprogramowanej, przewidywalnej, niemającej tradycji i tożsamości. A tymczasem Stolica Dolnego Śląska na naszych oczach buduje swoją siłę i nową tożsamość.
W tej sytuacji nasi włodarze nie powinni propagować jedynie historycznych i estetycznych walorów Starówki, ale usiłować stworzyć modę na Toruń - na miejsce, w którym żyją ludzie otwarci na sztukę, dialog i nowe idee. To żaden problem. Wielu torunian wie o tym, że nasze miasto już dziś takie jest.