"Fircyk" w Książu
Wprawdzie Franciszek Zabłocki akcję swojej komedii osadził w prowincjonalnym, szlacheckim dworku, a nie w magnackiej posiadłości, jednak pomysł wystawienia "Fircyka w zalotach" właśnie w Książu broni się nie tylko urodą miejsca, lecz również znakomicie wkomponowana w stylową salę zamkową i ładną plastycznie (równie ładne kostiumy w pastelowych kolorach) scenografią Ryszarda Grajewskiego.
Teatr zafundował publiczności iście wybuchową mieszankę. Otóż, klejnocik polskiego oświecenia zrealizował w konwencji komedii dell'arte Japończyk Bernard Ford Hanaoka. Reżyserowi nie brakowało inwencji w wymyślaniu zabawnych gierek dla aktorów, ale nie starczyło mu konsekwencji w przenoszeniu dell'artowsklch prawideł (jeśli już, tak postanowił) na komedię Zabłockiego. Ograniczył się do zarysowania w tej konwencji jednej żywej postaci. Świstak Tadeusza Sokołowskiego, ubrany przez scenografa w strój Arlekina, jak prawdziwy Arlekin bawił i zaskakiwał publiczność. A przecież komediopisarz najbardziej krwistą postacią uczynił tytułowego bohatera. Służący jest tylko zabawnym naśladowcą swego pana. Fircyk - dell'artowski Capitano w interpretacji Janusza Zwierzyńskiego wypadł nieco blado. Również Aryst, jeśli mu się dokładnie przypatrzyć, potrafi się złościć jak Pantalone z włoskiego teatru. Przedstawieniem nie rządzi też zawrotne, dell'artowskie tempo.
Już od kilku lat wałbrzyski teatr zaprasza do gościnnych występów znanych aktorów. Tym razem w roli Podstoliny wystąpiła Barbara Sołtysik - aktorka Teatru Współczesnego w Warszawie. Szkoda, że właściwie tylko ona mówiła barwnie i z wyczuciem wiersz klasyczny, wiedząc co chce przekazać, zaś forma wymyślona przez reżysera nie przeszkadzała jej, a wręcz odwrotnie (najlepiej rozegrana aktorsko i z największą temperaturą scena między Podstoliną a Świstakiem). Młodemu zespołowi, bardzo sprawnemu fizycznie, znakomicie tańczącemu (ładne układy Mariana Glinki) zabrakło jednak doświadczenia scenicznego. Zapominali czasami o słowie, wierszu i treści. Mimo tych niedociągnięć reżyserowi udało się zrealizować smacznie stylizowane widowisko, podbudowane interesującymi pomysłami inscenizacyjnymi i bardzo dobrą muzyką Andrzeja Trzaskowskiego. Zabawnym komentarzem była zwłaszcza ta wykonywana przez perkusistę ubranego w strój Pierrota.