Mnie jest tutaj dobrze
- Na razie nie zamierzam opuszczać Kielc. Mnie tu jest dobrze, w kieleckim teatrze czuję, że się coś dzieje i to jest pożyteczne dla mnie - mówi KATARZYNA GAŁASIŃSKA, laureatka plebiscytu Dzikiej Róży Publiczności w Teatrze im. Żeromskiego.
Rozmowa z Katarzyną Gałasińską, zdobywczynią teatralnej Dzikiej Róży Publiczności. Serca kieleckiej publiczności podbiła tytułową rolą w "Ani z Zielonego Wzgórza" [na zdjęciu]. I to jej przypadła nagroda publiczności w tegorocznej edycji plebiscytu o Dziką Różę.
Paweł Słupski: Wystarczyło pół roku, żeby stała się Pani bohaterką plebiscytu "O Dziką Różę". Jaka jest Pani recepta na sukces?
Katarzyna Gałasińska: Po prostu dostałam szansę, za co jestem ogromnie wdzięczna. Wielu młodych ludzi ma talent, ale nie wszyscy mają okazję się zaprezentować. Myślę, że mnie się udało, ale o sukcesie chyba za wcześnie mówić.
Nie przypominam sobie, żeby główną nagrodę od publiczności zdobyła aktorka, która zagrała tylko w dwóch spektaklach. Stała się Pani ulubienicą widowni. Jest Pani gotowa na sławę?
- Owszem, bo w sumie popularność to miła sprawa i nie ma w niej nic złego. Ale mówiąc poważnie, to nie jestem typem aktorki, która wyczekuje sukcesów i dąży do nich za wszelką cenę.
Zgodzi się Pani, że to rola "Ani z Zielonego Wzgórza" zdecydowała o zwycięstwie?
- Tak, oczywiście. Zwłaszcza, że była to moja pierwsza prawdziwa rola na dużej scenie. Wcześniej pokazałam się w "Piosenkach na pokuszenie" - projekcie bardziej wokalnym niż aktorskim, do tego lekko schowanym na małej, kameralnej scenie.
Kiedy zobaczymy Panią w roli "nieśpiewanej"?
- Bardzo tęsknie za takimi rolami, bo przecież śpiewam nie od dziś i wiem, że to potrafię. Teraz czas na coś innego, mam nadzieję, że się w takiej roli spodobam.
Teraz dyrektor Piotr Szczerski musi się z Panią liczyć...
- Mam nadzieję... (śmiech). Rozpoczęliśmy próby do "Świętoszka", gdzie nie gram dużej roli, ale jest to jakaś okazja do zmierzenia się z czymś innym niż w minionym sezonie.
Jest regułą, że młode aktorki, które zdobywają Dzikie Róże, bardzo szybko opuszczają nasz teatr. Podzieli Pani los choćby Justyny Sieniawskiej?
- Na razie nie zamierzam opuszczać Kielc. Mnie tu jest dobrze, poza tym mówiłam już, że nie mam ciągotek do wielkiej sławy, nie potrzebuję powiększać grona wielbicieli. Justynę ciągnie do większej popularności i dlatego wybrała Warszawę. W kieleckim teatrze czuję, że się coś dzieje i to jest pożyteczne dla mnie.
Mamy wakacje. Gdzie będzie Pani odpoczywać od sceny?
- Mam dwa miesiące wolnego, ale nie wiem dokładnie, gdzie spędzę wakacje. Chyba wybiorę się do pewnego dworku w Mazowieckiem, gdzie bardzo dobrze wypoczywam z dala od cywilizacji. Poza tym tata obiecał mi samochód, więc z na pewno odwiedzę liczną rodzinę w Augustowie. A tam przecież są jeziora...