Artykuły

Teatralna lekcja fizyki

"Tesla vs Edison, czyli z prądem lub pod prąd" Joanny Gerigk w reż. Michała Derlatki we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Grzegorz Ćwiertniewicz w Teatrze dla Was.

"TESLA vs EDISON, czyli z prądem lub pod prąd" w reżyserii Michała Derlatki to spektakl Wrocławskiego Teatru Lalek, który swoim tytułem nie przykuwa uwagi. Nie jest na pewno zachęcający nie tylko dla najmłodszych widzów, ale również dla ich rodziców. Po raz kolejny realizatorzy nie trafili we właściwą grupę wiekową. Sześciolatki nie są w stanie zrozumieć fizycznych pojęć. Przynajmniej te przeciętne. Tekst Joanny Gerigk jest dla nich zdecydowanie za trudny - ze względu na naukowe aluzje. Bez wątpienia natomiast zajmie ich forma przekazu, o której nieco później. Na przedstawienie mogą wybrać się niewątpliwie uczniowie czwartej klasy szkoły podstawowej, a już na pewno gimnazjaliści. I dla nich będzie ono prawdziwą zabawą, która bezboleśnie przeradza się w lekcję przyrody lub fizyki. Z pełną odpowiedzialnością zachęcam więc nauczycieli do udziału w tym teatralnym przedsięwzięciu.

Spektakl ten jest mocno dydaktyczny. Można odnieść wrażenie, że miejscami za bardzo. Realizatorzy podkreślają, że zawiera ogromny potencjał edukacyjny. Zgoda. Szkoda tylko, że wkradł się do niego niepotrzebny encyklopedyzm. Intencje twórców wydają się być zrozumiałe. Wyjaśnienie poszczególnych zjawisk czy rozwijanie biografii naukowców miało przyczynić się do lepszego zrozumienia fabuły. W konsekwencji trzeba uznać to za walor scenariusza, choć recytowanie faktów powodowało, że spektakl trącił sztucznością. Fabuła przedstawienia jest jednak bardzo ciekawa. Akcja rozgrywa się na początku XX wieku. Opowieść oparta jest na faktach. Jej bohaterami są dwaj uczeni: Nicola Tesla, wynalazca m.in. silnika elektrycznego, radia, dynama rowerowego, i Thomas Edison, wynalazca m.in. żarówki, fonografu, mikrofonu węglowego i kamery filmowej. Widzowie są świadkami zaciętej rywalizacji o prymat w dziedzinie elektryczności. Uczestniczą wręcz w sporze pomiędzy uczonymi, ponieważ zapraszani są przez nich na scenę w charakterze pomocników. Większą otwartością odznacza się tutaj Tesla. Od samego początku bohater zyskuje sympatię publiczności. Podobnie zresztą jak kreujący go Konrad Kujawski. Ale tylko ze względu

na pozytywną rolę. Jako aktor nie wykazał się artystycznym kunsztem. Zanadto przerysował swoją postać. Starał się być nad wyraz miły. Jego gra była starannie wyreżyserowana. Brakowało w niej miejsca na improwizację czy spontaniczność. Jawił się jako klaun - w negatywnym tego słowa znaczeniu. Rolę Edisona odegrał Jacek Radomski. Pomimo furii, w jakie wpadał jego bohater, cechował go stoicki spokój. Dojrzałość aktorską dało się dostrzec w każdej scenie i każdym geście. Widzowie, którzy nie byli zapraszani na scenę, również aktywnie uczestniczyli w aktorskich zmaganiach. Przewodzili prąd, wytwarzali pozytywną energię, trzymając się za ręce. Rzadko podobają mi się w teatrze takie interakcje. Ta była jednak przemyślana i stanowiła dobrze obecną integrację. Rzecz toczy się wartko i logicznie. Dialogi są pełne humoru, choć nie brakuje i gorzkich refleksji. Wdzięku dodaje spektaklowi Edyta Skarżyńska - aktorka o ogromnym potencjale komediowym (ale nie tylko), którą powinni zainteresować się reżyserzy filmowi. Jak to się stało, że taka osobowość nie została dotąd dostrzeżona i pokazana szerszej publiczności? Odnalazła się w każdym z czterech zadań aktorskich. Była przepełnioną dobrocią i optymizmem asystentką Tesli, ważną Marią Skłodowską-Curie, groźnym Isaakiem Newtonem i zabawnym Mefistofelesem. Udowodniła, że dysponuje szerokim wachlarzem aktorskich predyspozycji. Chyba jako jedyna bawiła się swoją rolą. Odważna i świadoma kunsztu jest filarem tego przedstawienia. Choćby dla niej warto wybrać się do Wrocławskiego Teatru Lalek.

Sam tekst nie jest szczególnie ambitny, ale zawiera za to bardzo mądre przesłanie. Człowiek żyje po to, aby dociekać, aby konsekwentnie dążyć do wyznaczonych sobie celów - także pomimo przeciwności losu i wbrew utartym schematom, aby działać, jak sugeruje już sam tytuł, "pod prąd". Rozstrzygnięty zostaje również spór, którym sto lat temu żyła ludzkość: prąd stały czy zmienny? Ogromnym atutem przedstawienia jest scenografia Michała Dracza. Ona w pełni rekompensuje niewielkie mankamenty całości. Niezwykle praktyczna, a jednocześnie baśniowa. Jej plastyczność sprawia, że chce się dotknąć każdego przedmiotu, a nawet pobawić używanymi przez aktorów rekwizytami. Jestem przekonany, że spodoba się nawet najbardziej wybrednemu widzowi. Dzieciom i młodzieży na pewno!

***

Grzegorz Ćwiertniewicz - doktor nauk humanistycznych (historia filmu i teatru polskiego po 1945 roku), polonista, wykładowca akademicki, autor wydanej pod koniec 2015 roku biografii Krystyny Sienkiewicz - "Krystyna Sienkiewicz. Różowe zjawisko"; należy do Polskiej Sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych (AICTMiędzynarodowe Stowarzyszenie Krytyków Teatralnych (Associ... More /IATC); jego teksty można przeczytać w "Teatrze", "Śląsku", "Polonistyce", "Dyrektorze Szkoły", "Kwartalniku Edukacyjnym" i "Edukacji i Dialogu", współpracował jako recenzent z Nową Siłą Krytyczną Instytutu Teatralnego im. Z. Raszewskiego w Warszawie (e-teatr.pl), wortalem "Dziennik Teatralny" i wortalem "Teatr dla Was"; obecnie związany z internetowym przeglądem teatralno-literackim "Yorick" Polskiej Sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji