Warszawskie przedstawienie Mrożka w Teatrze Nowym w POSK-u
Jednym z przedstawień, jakie widziałam wiosną tego roku w Warszawie, była to nowa sztuka Mrożka Kontrakt.
Jest to dwuosobowa sztuka, bardzo „mrożkowska”, jak zwykle przewrotnie logiczna, acz jednocześnie absurdalna. Pełna ironii i paradoksów, można powiedzieć – intelektualna zabawa. Mimo to jest w tej sztuce coś szczególnego, jakby przebijał w niej jakiś bardzo osobisty stosunek do niej autora. Scena przedstawia hall wytwornego hotelu w Szwajcarii, w pastelowych barwach i zaokrąglonych formach, jakby symbolizujących minioną „piękną epokę”, koniec spokojnego, optymistycznego wieku XIX w Europie. Mrożek na tle zewnętrznych uroków fin de siecle’u – pokazuje zetknięcie się, a nawet zderzenie dwóch przeciwstawnych kultur, pojęć, idei.
W tym wyblakłym a niezmącenie eleganckim wnętrzu spotykają się przedstawiciele zamierającej, spokojnej Europy – z jednej strony, a z drugiej – parweniuszowski, ale zwycięski reprezentant dzisiejszego świata. W tym sanktuarium minionych czasów chroni się pisarz zachodnioeuropejski, którego możliwości, jak i zainteresowanie nim wydawców czy producentów filmowych skończyły się. Tu się schronił, tu wydaje swoje ostatnie pieniądze, w tym jedynym do zniesienia dla niego świecie – tu chce umrzeć. Drugą postacią jest emigrant ze Wschodniej Europy (Polski, choć ta nazwa nie pada ze sceny), lokaj szwajcarskiego hotelu – nie mniej wytworny niż płowiejący hotel.
Dialog pomiędzy tymi dwoma przedstawicielami tak różnych kultur i układów politycznych, i pakt, jaki zawierają – jest treścią sztuki. Na tle tego interesującego i budzącego niepokój dialogu rośnie napięcie, bo sztuka prowadzi do bardzo dramatycznego rozwiązania. Każde następne słowo dialogu, każdy telefon grają niepokojącą rolę w narastającym nastroju tego intelektualnego „dreszczowca”. Poza akcją coraz silniej narasta wyczucie jakiejś symbiozy obu postaci – czyżby autor chciał w nich pokazać siebie samego – degenerującego się przez zbyt wielką cywilizację Europejczyka i jednocześnie enigmatycznego przybysza ze Wschodniej Europy?
Zasługą, że przedstawienie to trzyma w napięciu i zaspokaja apetyt na inteligentną zabawę, jest interesująca i ironiczna reżyseria Kazimierza Dejmka, no i ponad wszystko koncertowa gra aktorów – Zdzisława Mrożewskiego (pisarza) i Jana Englerta (majordomusa hotelu). Niepokój, nastrój daremnego oczekiwania emanujące z Mrożewskiego, ironia, przebijająca z tej ugrzecznionej, a groźnej sylwetki w ujęciu Englerta – czarującego i niepokojącego – sprawiają, że nie zapomina się ani aktorów, ani ich dialogów z momentem wyjścia z teatru, jak to często bywa.
Gdy siedziałam na tym przedstawieniu w Warszawie, myślałam, jak zwykle w takich sytuacjach – jakby to dobrze było, gdyby to przedstawienie można było pokazać polskiej publiczności w Londynie. Nie wiedziałam, że ta przyjemność czeka nas niedługo. Otóż czeka nas już za tydzień. Zdzisław Mrożewski i Jan Englert na zaproszenie Urszuli Święcickiej – już prawie w Londynie i za tydzień pokażą nam swój kunszt aktorski w jednej z najlepszych sztuk Mrożka, w naszym własnym Teatrze Nowym w POSK-u.
Mam nadzieję, że nikt nie opuści tej okazji. I że większość widzów ulegnie magnetyzmowi tych aktorów.