On, ona i ... telewizor
Taki trójkąt - w najnowszym spektaklu warszawskiego Teatru Ochoty - zdecydowanie nie wychodzi na dobre bohaterom "Nas troje". Komedia Marka Koterskiego - kojarzonego raczej z kinowymi hitami takimi jak "Ajlawiu" czy "Nic śmiesznego" - opowiada o kryzysie uczuciowym pary kochanków. Spektakl - podobnie jak filmy - jest lekki i przyjemny w odbiorze. I na szczęście mniej banalny niż "Ajlawiu".
W "Nas troje" jakiekolwiek porozumienie czy zbliżenie uniemożliwia ten trzeci, czyli odbiornik telewizyjny. Już sam początek sztuki wprowadza widza w dobrze znany mu klimat. Późny wieczór, zmęczenie po pracy, wygodne łóżko i pilot w dłoni. "Szyby niebieskie od telewizora" - śpiewała Małgorzata Ostrowska - to widok, jaki towarzyszy wszystkim osiedlom mieszkaniowym. Rozkręcone na maksymalną głośność telewizory zagłuszają się nawzajem. Jeśli jesteśmy akurat na spacerze z psem, to na świeżym powietrzu możemy odsłuchać wieczorne "Wiadomości". Telewizja zastępuje rozmowy, pasje czy chociażby najzwyklejsze wyjście na kolację. Tak też się dzieje w sztuce Koterskiego. Małgosia (Małgorzata Boratyńska) zna na pamięć życiorysy bohaterów wszystkich seriali. Niewiele obchodzi ją los córki jej kochanka, za to rozpacza, oglądając tysięczny odcinek "Dynastii", w którym okazuje się, że Adam nie jest synem Alexis. Telewizor ma być ucieczką od własnych problemów. Tymczasem zamiast je łagodzić, powoduje powolny rozpad związku.
Skoro sztuka traktuje o telewizji, nie mogło zabraknąć gwiazd szklanego ekranu. W "Nas troje" pojawia się rzecz jasna oglądana przez widzów zza szklanej szyby Jolanta Fajkowska.