Artykuły

Salome zza siedimu zasłon

Nie rozumiem, dlaczego u Trelińskiego Salome śpiewa o świeżym powietrzu zaciągając się papierosem, a Herod biega w gaciach i rozchełstanym szlafroku narzekając, że mu zimno.

Ileż to czasem trzeba się natrudzić, żeby wyważyć otwarte drzwi. Wielbiciele twór­czości Richarda Straussa wiedzą doskonale, że jego skandalizująca opera Salome, opar­ta na francuskiej tragedii Oscara Wilde’a, jest w gruncie rzeczy dekadencką wersją biblijne­go motywu chorej zmysłowości i krwawego, zwierzęcego erotyzmu. Kontekst historycz­ny tej opowieści ma dla reżysera Mariusza Trelińskiego znaczenie drugorzędne. Głów­ne postaci zostały sprowadzone niemalże do poziomu karykatury: mściwa Herodiada, za­ślepiony żądzą Herod, plugawa w swej chuci Salome i — szczerze mówiąc — równie odpy­chający w swoim ponurym ascetyzmie pro­rok Jochanaan.

Tymczasem w książce programowej spekta­klu w warszawskiej Operze Narodowej garść tekstów napisanych jakby na zamówienie, żeby uwierzytelnić koncepcję Trelińskiego. Od lat tę samą, bez względu na operę (jak przyznaje sam reżyser: „wszystkie moje realizacje mają związek ze sprawami, które wydarzają się w moim życiu”). Nietrudno więc się domy­ślić, że znów jest to spektakl o kobiecie zwich­niętej przez mężczyznę. Czyli o Salome, która padła ofiarą ojczyma pedofila. W streszczeniu Piotra Gruszczyńskiego czytamy, że „Herod Antypas dla zdobycia władzy usuwa swego brata i poślubia jego żonę”. Nieprawda. He­rod III od początku nie liczył się w wyścigu do tronu, nikt go nie usuwał, a Herodiada sama od niego odeszła. Antoni Libera podaje, że w roku śmierci Jana Chrzciciela Salome miała „13 lub 14 lat”, a główni bohaterowie byli „do­głębnie zepsuci” i „żyli w piętrowo kazirod­czych związkach”. Tymczasem Salome miała wówczas około dwudziestki i była już mężat­ką. Herodiada była w równym stopniu spo­krewniona z obydwoma mężami, a prorok Jan Chrzciciel piętnował jej drugi związek tylko dlatego, że kłócił się z zasadą lewiratu — gdyby Herod III zmarł, Herodiada mogłaby bez prze­szkód poślubić Antypasa. Esej Katarzyny Mil­ler zostawię bez komentarza, bo nie odnosi się do żadnego kontekstu poza doświadczeniami zawodowymi wziętej psychoterapeutki. Czy muszę dodawać, że wszystkie te wywody nie mają nic wspólnego z historią Salome, sztuką Wilde’a, a zwłaszcza operą Straussa?

Wizja Trelińskiego jak zwykle sprowadza się do wrzucenia kilku postaci w atrakcyjną wizualnie scenografię Borisa Kudlički. Posta­ci, które nie wchodzą ze sobą w żadne relacje, co dziwi u reżysera, bądź co bądź, filmowego. Rozziew między tym, co się dzieje w libretcie i na scenie, jest chwilami tak dotkliwy, że za­czyna sprawiać wrażenie świadomego zabie­gu. Tylko wciąż nie rozumiem, dlaczego Sa­lome śpiewa o świeżym powietrzu zaciąga­jąc się papierosem, a Herod biega w gaciach i rozchełstanym szlafroku narzekając, że mu zimno. Jochanaan ani na chwilę nie opuszcza cysterny, Narraboth popełnia samobójstwo samotnie, w kuchni Heroda (wygląda to tak, jakby wstrząsnęła nim zawartość lodówki), a naładowany symboliką, kluczowy dla nar­racji „Taniec siedmiu zasłon” przybiera postać reminiscencji z pedofilskiego gwałtu na nie­letniej Salome w osobach czterech tancerek.

Absurdy się piętrzą i osuwają w nudę, szczególnie dojmującą w finałowym monolo­gu z łysym manekinem fryzjerskim zamiast głowy Jochanaana. A przecież muzycznie to istne trzęsienie ziemi: kiedy Salome wpija się w martwe wargi proroka, Strauss bezcześci w swej partyturze wywleczone z grobu tru­chło Ryszarda Wagnera.

Na szczęście za pulpitem stanął Stefan Soltesz i wycisnął z orkiestry siódme poty. Pod względem wokalnym bywało rozmaicie: „szklisty” głos Eriki Sunnegardh (Salome) gi­nął w czeluściach monstrualnej sceny TW-ON, Jacek Strauch (Jochanaan) najlepsze lata ma już zdecydowanie za sobą, a tenor Jacka Laszczkowskiego (Herod), aczkolwiek wy­razisty, z pewnością trudno nazwać urodzi­wym. Ale kto by się tam przejmował muzy­ką. Przed premierą Tristana w Baden-Baden na stronie Teatru pojawił się komentarz: „Nie jestem miłośniczką Wagnera. Ale jestem wielką admiratorką pana Mariusza Treliń­skiego”. Powiedzmy, że ta Salome nie jest dla miłośników Straussa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji