Szepty o wolności
Sirajuddin Ahmad, rzecznik Talibów z doliny Swat, z rozbrajającą szczerością przyznał: zostaliśmy do tego zmuszeni, bo mimo ostrzeżeń wciąż występowała przeciwko nam. Nie mieli wyboru, więc strzelili. Trzy razy, w tym raz w głowę. Piętnastoletnia wówczas Malała Yousafzai przeżyła. Dwa lata później odbierała Pokojową Nagrodę Nobla.
Przyszła na świat w pakistańskiej dolinie Swat. Talibowie odebrali jej (i wszystkim żyjącym pod ich rządami dziewczynkom) prawo do nauki. Pod groźbą dotkliwych kar cielesnych zabroniono swobodnego myślenia, pozbawiono kobiety prawa głosu i elementarnej wolności osobistej, a nade wszystko — marzeń. Wśród wszechogarniającej przemocy dał się jednak słyszeć szept ojca dziewczynki: Malala będzie wolna jak ptak. Lecąc na skrzydłach ojcowskiego wsparcia, walczyła o wolność, relacjonując dla BBC gehennę codzienności w okowach szariatu. I tak owa dziewczyna z kulą w głowie rozpoczęła swoją walkę o wolność, o prawo do życia bez przemocy. Sztukę na kanwie historii Malali napisała Elżbieta Chowaniec, a po szczecińskiej prapremierze kolejną jej adaptację mogliśmy zobaczyć w jeleniogórskim Teatrze Odnalezionym w reżyserii Łukasza Dudy.
Aktorzy Klaudia Kręcisz i Jakub Mieszała byli Malalą na zmianę, na raz, po kolei, po trochę i w całości. Byli braćmi, ojcami, siostrami i matkami, byli zahukaną, ale marzącą o wolności pakistańską dziewczynką, byli talibem i jego ofiarą, byli sfrustrowanym amerykańskim nastolatkiem, rozstrzeliwującym swoją — znienawidzoną — szkołę. Klaudia Kręcisz przez chwilę stała się nawet personifikacją pistoletu Parabellum — piękna, pociągająca, jak gwiazda pop, którą kochają wszyscy i której nikt nie może się oprzeć, lak oto Teatr Odnaleziony rozpisał opowieść o przemocy na wiele głosów, wskazując na jej źródła i sugerując skutki.
Wszyscy wiemy, co wydarzy się zaraz po emocjonalnej tyradzie, wykrzyczanej przez sfrustrowanego amerykańskiego nastolatka z bezproblemowym dostępem do broni — na tym polega różnica między sfrustrowanym nastolatkiem, dajmy na to, czeskim, a jego równie sfrustrowanym rówieśnikiem zza oceanu. Przemoc zatem na jeleniogórskiej scenie to nie tyle zjawisko, ile system złożony z wielu, pozostających ze sobi) w ścisłym związku, elementów, które razem składają się na taki czy inny — w zależności od partykularnych różnic — obraz systemowej przemocy. Systemowej, bo przecież nie chodzi tu o indywidualne inklinacje jakichś zwolenników zaciśniętej pięści. Rzecz idzie raczej o społeczno-kulturowy kontekst, w którym jedna zaciśnięta pięść znajduje sto, dwieście, tysiąc sobie podobnych i za przyzwoleniem milczącej większości robi porządek z taką czy inną naprędce napiętnowaną grupą, bo przecież, jak mawiał Sirajuddin Ahmad, zostali do tego zmuszeni, bo mimo ostrzeżeń wciąż występował/a/li przeciwko nam. Krzywdzący nie mają wyjścia — muszą krzywdzić. 1 są niewinni. Przecież ta osoba też nie zachowuje się w porządku — usłyszałem od policjanta, gdy zwróciłem uwagę na publiczne nawoływanie do obcięcia narządów osobie, której zdjęcie widniało w każdej drukowanej w tym kraju gazecie (a więc wcale nie anonimowej). Ale cóż, sama jest sobie, jak widać, winna.
W tym właśnie społeczno-kulturowym pogmatwaniu wartości, w którym przyszło nam żyć, Łukasz Duda opowiada o sprawach najważniejszych i swoją opowieść — kolejny już raz - opowiada językiem zrozumiałym, ale też pięknym, atrakcyjnym (mocne brzmienia rockowe na żywo!). Ten quasi-kicz, kolorowe świecidełka, kostiumy-dresy i sztafaż dyskotek z lat dziewięćdziesiątych na deskach Teatru Odnalezionego jest w dziwny i trudny do opisania sposób piękny. Można już mówić o pewnym autorskim podpisie reżysera, który zza tych wszystkich świecidełek i ponad klapkami Kubota po raz kolejny puszcza do nas oko, bo przecież chodzi tu o coś więcej, niźli tylko wrażenia estetyczne.
Przemoc w kontrapunkcie — z taką myślą wyszedłem ze spektaklu. Jak opowiadać o opresji i sile, pozwalającej się z tejże uwolnić, by nie moralizować, nie zanudzać? Krótka synteza zniewolenia w świecie islamskiego fundamentalizmu wyśpiewana w estetyce popowo-rockowej przyśpiewki była jak strzał otwartą dłonią w potylicę. I jeszcze to uporczywie kołaczące się w głowie pytanie: piekło kobiet w Pakistanie z jednej, i szaleństwo przemocy przy użyciu broni palnej w USA z drugiej strony, a gdzie w tym wszystkim my?
Proszę spojrzeć na mapę. Dokładnie pośrodku.