Różewicz na częstochowskiej scenie
W nowy 1979 rok wkroczył Teatr im. Mickiewicza Grupą Laokoona Tadeusza Różewicza, dostarczając prawdziwej satysfakcji koneserom sztuki dramatycznej. Tych zaś znalazło się w naszym mieście dosyć, aby wypełnić w dniu premiery salę kameralną.
Znakomitej, ale nie ma tu co ukrywać nieco elitarnej zabawie patronowała Wyższa Szkoła Pedagogiczna, której wychowankowie w sposób bezbłędny reagowali na żartobliwe aluzje tekstu Różewicza, wymagające przecież pewnego humanistycznego otarcia o terminologię i problemy polskiej oraz europejskiej kultury.
Różewicz — krytyczny obserwator zawężonych aspiracji kulturalnych i społecznych pewnych mieszczańskich środowisk, określił w swej poezji wynikający stąd styl życia mianem — „naszej małej stabilizacji”. W Grupie Laokoona kompromituje spotykany w kręgach, inteligenckich typ snobizmu intelektualnego przejawiający się w pseudonaukowym bełkocie na temat tzw. kultury wyższej oraz nadrzędnej roli w życiu piękna i sztuki.
„Komizm Grupy Laokoona — mówi Stanisław Gębala w swym dotyczącym teatru Różewicza artykule Kopia i oryginał — ma swoje źródło w nieustannym podejmowaniu przez bohaterów prób odnalezienia tego patetycznego tonu, jaki dawniej właściwy był rozmowom o dziełach sztuki i myśli ludzkiej, tonu, jakim wyrażało się mistyczne przeżycie. Ale ten patetyczny ton już przebrzmiał, należy do przeszłości; ludzie czasu małej stabilizacji imitując go popadają tylko w śmieszną egzaltację…”.
Początek komedii Różewicza przypomina formułę popularnego ongiś telewizyjnego Ekspresu. Oto dwóch Polaków w wagonie przekraczającym polską granicę. Jeden z nich stara się nam zasugerować iż jest wyznawca humanistycznej zasady „omnia mea mecum porto” i w obliczu „groźnej” odprawy celnej spokojnie czyta dzieło Juliana Klaczki. Drugi — usiłując przewieźć do kraju drobną kontrabandę wije się przed celnikami w paroksyzmach żałosnego przerażenia. Sytuacja komediowa w przedziale osiąga wymiar irracjonalny, gdy celnicy okazując się znawcami psychologii zażądają od pasażera pięknoducha (Konrad Fulde), aby otworzył swe „wnętrze”, w którym jak twierdzi przechowuje najcenniejsze wartości. Zarówno Konrad Fulde jak i Zdzisław Derebecki (Pan II) dali w tym wstępie scenicznym zapowiedź starannie przygotowanej reżysersko przez Ryszarda Krzyszychę i dynamicznie poprowadzonej całości.
W dalszym toku akcji poznajemy całą rodzinę, której ośrodkiem jest Ojciec — pracownik kultury, poznany uprzednio esteta z pociągu. Wszystkie snobistyczne cechy kulturalne przejął on od Dziadka (Andrzej Iwiński), a jego żona (Stanisława Gall) wraz z Przyjaciółką (Elżbieta Szmoniewska) w wolnych chwilach między zajęciami kuchennymi wiodą przezabawne, całkowicie niekompetentne rozmowy o sztuce. Jedynym w miarę normalnym osobnikiem jest w tych trudnych warunkach Syn (Andrzej Jurczyński) pasjonujący się samochodami i nie przejawiający większego zrozumienia dla problemu klasycznego piękna i harmonii rozpatrywanego przez Ojca na przykładzie słynnej Grupy Laokoona. Straszliwy dla ojca pech sprawia zresztą, że podczas swego pobytu za granicą róże on obejrzeć w Muzeum Watykańskim jedynie gipsową replikę słynnego dzieła, ponieważ oryginał przekazano właśnie do konserwacji.
Problem bałwochwalczego kultu dla wszelkiego oryginału, właściwego ludziom, którzy w swym życiu stykają się najczęściej z kopiami, został tu przekazany na kilku płaszczyznach. Sami bohaterowie w swych działaniach i rozmowach są w jakimś sensie kopiami, ponieważ posługują się w życiu stereotypami i cytatami z dzieł modnych filozofów.
Najzabawniejszą sceną w sztuce, apelującą rodzajem humoru do naszej wyniesionej ze szkoły polonistycznej wiedzy o narodowych wieszczach, jest scena sądu konkursowego oceniającego projekt pomnika wznoszonego dla uczczenia wspólnej pamięci Tekli Bondarzewskiej i Juliusza Słowackiego. Zabawnie tragiczny jest również końcowy kryzys naszej estetyzującej rodziny, w której Syn traci wiarę w sens życia, a Dziadek w wartość piękna.
Mimo pewnych nierówności gry, tłumaczących się premierową tremą, poprawnie sprezentowali się aktorsko Konrad Fulde, Stanisława Gall, Andrzej Iwiński, Elżbieta Szmoniewska i Andrzej Jurczyński, W scenie ukazującej prace sądu konkursowego i stanowiącej satyryczną szarżę na hermetyczny język krytyki artystycznej, dobrze zaprezentowali się Teresa Ujazdowska, Zdzisław Kordecki, Waldemar Łabędzki, Tadeusz Krasnodębski oraz Tadeusz Olesiński.
Władysław Wagner w swej scenografii umiejętnie podkreślił zawieszenie bohaterów między tradycją a nowoczesnością, a Grażyna Hase trafnie zaproponowała kostiumy przystające do wyobrażeń bohaterów o nadrzędnej roli piękna w życiu. Chciałoby się, aby zawarta w sztuce Różewicza wartościowa, podnosząca poprzeczkę wymagań wobec widza, zabawa znalazła w Częstochowie jak najliczniejszych zwolenników.