Anglicy chcą oglądać "Ferdydurke"
W Londynie spektakl "Ferdydurke" Teatru Provisorium i Kompanii Teatr z Lublina w reżyserii Janusza Opryńskiego i Witolda Mazurkiewicza został przyjęty owacyjnie. Teraz trwają przygotowania do kolejnych przedstawień zagranicznych.O prezentacji spektaklu "Ferdydurke" Teatru Provisorium i Kompanii Teatr opowiada Janusz Opryński.
Marta Szczecina: Ile razy wystawiliście "Ferdydurke"?
Janusz Opryński: Pięć. Pojechaliśmy tam na zaproszenie studenckiego The UCL Bloomsbury Theatre. To też zasługa dyrektora Instytutu Kultury Polskiej w Londynie Pawła Potoroczyna. Mieliśmy bardzo napięty tydzień, codziennie przedstawienie. Zagraliśmy "Ferdydurke" po angielsku dla publiczności - głównie angielskiej. Na widowni przeważała inteligencja.
Czy trudno jest wystawić polską sztukę w innym języku?
- Przygotowanie było ogromnym wysiłkiem. Zagraliśmy już około stu przedstawień po angielsku. Rzadko się zdarza, żeby polski tytuł był wystawiany w innym języku. Jesteśmy też szczęśliwi, bo znów mogliśmy spotkać się z Ritą Gombrowicz. Zażartowała: "To może teraz zobaczymy się w Chinach?" Na razie nie planujemy tłumaczenia na ten język.
Jakie były reakcje publiczności?
- Sztuka Gombrowicza została przyjęta bardzo dobrze, a zwłaszcza jej warstwa humorystyczna. Być może ze względu na łączenie humoru wysokiego z tym niskim. A taki jest właśnie humor angielski. Spektakl się spełnia, gdy jest pewien rodzaj komunikacji z publicznością. Cieszyło nas, że widzowie reagowali na słowo. To świadczy o pewnym wyrobieniu publiczności i o tym, że tekst był dobrze przełożony.
A najbliższe plany?
- Będziemy pracować nad angielską wersją "Do Piachu". W sierpniu chcemy przedstawić tę sztukę w Edynburgu, a na jesieni w Londynie. W przyszłym roku wybieramy się do Stanów Zjednoczonych. Zajmujemy się też przygotowaniami do sztuki "Homo Polonicus", ale to po polsku.