Artykuły

Polski american dream

Rokcy Babloa Teatru Alatyr to szczera autorska wypowiedź młodych aktorów, którzy aby stanąć na scenie, musieli stoczyć walkę z własnymi słabościami i bezwzględnym rynkiem pracy.

W zeszłorocznym, wakacyjnym numerze miesięcznika „Teatr” opublikowano rozmowę Jacka Wakara z absolwentami państwowych szkół artystycznych. Aktorzy z krakowskiej PWST, jej filii we Wrocławiu, z warszawskiej Akademii Teatralnej i Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku opowiadali o swoim zderzeniu z rzeczywistością po opuszczeniu bez­piecznych murów szkoły. Część z nich bez pro­blemu otrzymała etaty w teatrach publicznych, niektórzy stworzyli własne teatralne projekty. Dla pozostałych aktorstwo okazało się czystą loterią, w której nic nie jest pewne. Brak sta­łego punktu zaczepienia, momenty załamania i zwątpienia, wyścig po etaty i role, konieczność dorabiania na boku, brak ubezpieczenia zdro­wotnego, brak zdolności kredytowej… Stan niepewności, w którym znajdują się młodzi twórcy, to motyw przewodni spektaklu Tea­tru Alatyr. Sięgając po biografię Sylvestra Stal lone'a i napisany przez niego scenariusz do filmu Rocky, aktorzy opowiadają o własnej pogoni za marzeniami. Jednocześnie pytają nas i samych siebie, czy są spełnieni, szczęśliwi i usatysfakcjonowani tym, co robią.

Teatr Alatyr powstał w 2014 roku jako nie­formalna grupa kilkorga twórców teatralnych, których połączyła wspólna praca. Dziś, jak czytamy w materiałach promocyjnych grupy, działają jako profesjonalny, niezależny teatr. „Teatr, który jest spotkaniem” — to hasło, które definiuje ich założenia. Choć pozbawieni są stałej siedziby, realizują ambitny plan poszu­kiwania żywego kontaktu z widownią. Nie inaczej dzieje się w przypadku spektaklu Rokcy Babloa w reżyserii Jakuba Kasprzaka, zrealizowanego w ramach rezydencji w Tea­trze Rozrywki w Chorzowie, a ostatnio prezen­towanego gościnnie w warszawskiej Dzikiej Stronie Wisły i Domu Kultury Praga.

Wśród zaledwie kilku rekwizytów — worka treningowego, sklepowego manekina — Bartosz Budny, Michał Karczewski i Rafał Pietrzak stają się narratorami wzruszającej i niezwy­kle zabawnej historii o zawodowych zwycię­stwach i porażkach. Ramą spektaklu są biogra­ficzne opowieści trojga aktorów. Utrzymane w konwencji dowcipnych komentarzy przepla­tanych refleksyjnymi przypowieściami, histo­rie młodych artystów zestawione są z życiory­sem Sylvestra Stallone'a — autora Oscarowego scenariusza filmu Rocky — oraz z opowieścią o filmowym bokserze. Monologi, podczas któ­rych twórcy opowiadają o swoim prywatnym życiu, o trudnych początkach zawodowej kariery i pierwszych krokach na teatralnych scenach, stają się dopełnieniem spektaklu, który w pewnym momencie przybiera kształt swoistego manifestu. Manifestu młodości i am­bicji, które pozwoliły stworzyć oryginalną i nie­zwykle przemyślaną inscenizację.

Dramaturgia spektaklu skupia się na połą­czeniu i symultanicznym przedstawieniu trzech narracji, które razem tworzą spójną, szkatuł­kową konstrukcję. Wspomniane wyżej biogra­ficzne opowieści aktorów to pierwsza z nich. Drugą są chronologicznie odtwarzane sceny z życia dwudziestokilkuletniego Sylvestra Stallone'a, który poszukuje producenta swojego filmowego scenariusza o Rockym. Trzecim wąt­kiem jest fikcyjna fabuła samego filmu, którą Stallone opowiada potencjalnym producentom, a którą aktorzy odgrywają w kolejnych scenach. Budny, Karczewski i Pietrzak żonglu­ją rolami, płynnie przechodząc między bio­grafią Stallone'a a historią znaną z Rocky'ego, ukazując szeroki wachlarz warsztatowych umie­jętności. Bokserska dynamika akcji, nakręca­na szybkim tempem kolejnych scen, wzmacnia dodatkowo i tak już wciągającą fabułę.

Stallone funkcjonuje w spektaklu jako figu­ra symboliczna — przykład człowieka, który cięż­ką pracą i uporem osiągnął zawodowy sukces. Międzynarodowa ikona kultury masowej, aktor, scenarzysta i producent filmowy, swoją karierę zaczynał od epizodycznych ról m.in. w filmach Woody'ego Allena i komediach erotycznych. Przełomem był rok 1976, kiedy po żmudnym i długotrwałym poszukiwaniu producenta znalazł wytwórnię, która zdecydowała się na wyprodukowanie jego scenariusza. Niskobudżetowy film niedługo potem otrzymał trzy Oscary: za reżyserię, montaż i zdjęcia.

W odpowiedzi na ten legendarny american dream Stallone'a, trzech absolwentów Wydzia­łu Sztuki Lal karskiej Akademii Teatralnej opi­suje swój proces dojrzewania do bycia aktorem. Słyszymy o trudnym dzieciństwie okupionym ciężką pracą i nauką, o wielokrotnych próbach „przejścia” przez egzaminy wstępne na Wydział Aktorski, o żmudnym poszukiwaniu etatowej pracy w zawodzie. O dorabianiu w objazdo­wych teatrach dla dzieci, o upokarzających pracach dodatkowych w nadmorskich knaj­pach i parzeniu kawy na warszawskim Zba­wiksie. Choć w głosie aktorów słychać żal, to każdy z nich dochodzi do kulminacyjnego punktu, w którym decyduje się podjąć walkę na życiowym ringu. Zestawienie ich opowie­ści z losem „Włoskiego Ogiera" maluje prostą, choć niezwykle trafną analogię. Wszyscy bohaterowie marzą, aby osiągnąć założony cel. Wszyscy są także zawieszeni pomiędzy wznio­słym i naiwnym heroizmem a ryzykowną bra­wurą. Każdy z nich pomimo wątpliwości po­dejmuje jednak walkę. Pytanie o to, czy boha­terowie wierzą w „amerykański sen”, to pytanie, ile są w stanie poświęcić, aby go spełnić.

Kiedy Bartosz Budny, skierowany twrarzą do publiczności, opowiada o wykładach moty­wacyjnych amerykańskiego coacha Erica Tho­masa, które pomogły mu stanąć na nogi i uwie­rzyć w siebie, przytacza zdanie, które wywarło na nim największe wrażenie: „Jeżeli będziesz chciał odnieść sukces tak bardzo, jak chcesz zaczerpnąć powietrza, będąc pod wodą, to mo­żesz go odnieść”. Wydaje się, że Rokcy Babloa wyrasta właśnie z wewnętrznej potrzeby opo­wiedzenia budującej i dającej nadzieję historii — niemal jak w wykładach motywacyjnych dzia­łających na naszą samoocenę i świadomość. Energia i entuzjazm aktorów, ich poświęcenie i zaangażowanie tworzą niezwykle pozytywną aurę spektaklu. To teatralny wykład motywa­cyjny, który pokazuje, że american dream jest w zasięgu każdego, ale i dla każdego może być czymś zupełnie innym. Twórcy kończą spek­takl sekwencją, w której mówią, że podobno każdą historię da się streścić w czasie, w którym spala się jedna zapałka. I, zapalając trzy zapałki, sumują kolejno opowiedziane historie: boksera amatora Rocky'ego, amerykańskiego aktora i samego Teatru Alatyr. Teatru bez siedziby i bez pieniędzy, ale z marzeniami.

Literówki w tytule, o czym informują twór­cy na początku spektaklu, znalazły się tam nieprzypadkowo. Amerykańska wytwórnia filmowa Metro-Goldwyn-Mayer odmówiła teatrowi udzielenia praw autorskich do posłu­giwania się tytułem filmu. Nieznany teatr niezależny z Polski ze swoim ambitnym, choć niskobudżetowym projektem nie był odpo­wiednim partnerem do rozmów i pertrakta­cji z produkcyjnym gigantem z Kalifornii. „Śmieszny teatrzyk z Polski”, jak ironicznie mówi o grupie Bartosz Budny, swoim spek­taklem pokazuje, że lekceważące głosy i zwąt­pienie innych warto przekuwać w wriarę w sie­bie i wytrwałość. Zwycięstwem Rocky ego nie było pokonanie mistrza świata Apolla Creeda na ringu, ale podjęcie decyzji o samej walce. Taką decyzję podejmują aktorzy Teatru Alatyr, którzy mimo przeciwmości losu konsekwent­nie realizują swój plan tworzenia autorskiego i wartościowego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji