Artykuły

Bez taryfy ulgowej

Piąta edycja wrocławskiego Przeglądu Nowego Teatru dla Dzieci pokazała, że w teatrze dla najmłodszych znajdziemy te same problemy i poszukiwania formalne, z którymi mierzą się tworzący dla dorosłych.

Tegoroczny przegląd był pierwszym po zmianie formuły — odbył się po rocznej prze­rwie. Dziś wiemy już, że taki właśnie, dwuletni cykl będzie obowiązywał w przyszłości, co po­zwoli organizatorom utrzymać wysoki poziom prezentowanych spektakli. Z drugiej strony, festiwal jest dziś w mniejszym niż dotychczas stopniu imprezą międzynarodową — w progra­mie znalazły się tylko dwa zagraniczne spektak­le, oba pochodzące z libereckiej sceny Naivní divadlo.

Wpadek niemalże nie było — wprawdzie fe­stiwal otwierała kiepska realizacja Babci na ja­błoni w reżyserii Jarosława Kiliana, ale było to potknięcie trudne do przewidzenia. Zgodnie z tradycją przeglądu imprezę rozpoczęła pre­miera przygotowana przez gospodarza, czyli Wrocławski Teatr Lalek, spektakl, który nie zdążył przed rozpoczęciem imprezy zderzyć się z odbiorem publiczności i krytyki.

Babcia… zrealizowana na podstawie powie­ści Miry Lobe, znanej kilku pokoleniom czytel­ników na całym świecie, wydanej po raz pierw­szy w Polsce pod koniec lat sześćdziesiątych, sprawdziła się jako swego rodzaju negatyw, po­zwalający odpowiedzieć na pytanie, czym nie jest ów nowy teatr dla dzieci, którym zajmuje się przegląd i dyrekcja WTL — Janusz Jasiński i Jakub Krofta, wspomagani przez kierownicz­kę literacką Marię Wojtyszko. A nie jest na pew­no teatrem, któremu wystarcza proponowanie młodym widzom rozrywki na przyzwoitym poziomie. Który unika pytań o świat, w któ­rym żyją jego odbiorcy. I któremu nie zależy na kształtowaniu ich poczucia estetyki.

Nowy teatr dla dzieci próbuje odzwiercie­dlać współczesny kontekst rzeczywistości, punktować jej najistotniejsze problemy. Te do­tyczące życia społecznego, czasami również politycznego. Stara się — podobnie jak liczne sceny dla dorosłych — wtrącać. A przy tym imponuje mnogością języków, rozwiązań for­malnych, po jakie sięga. I choć na przeglądzie nie zabrakło tradycyjnych przedstawień lalkowych, to w repertuarze środków nowego tea­tru dziecięcego zajmują one jedną z wielu po­zycji. Podczas imprezy przekonaliśmy się, jak zajmująco można opowiadać historie, mając do dyspozycji gliniane figurki, maleńkie i nie­mal pozbawione rysów twarzy (Krzyżacy), pla­styczne, pozwalające się formować maski-kombinezony z gumy lub gąbki (Opowieści z niepa­mięci, Mała mysz i słoń do pary), albo długi stół, kilkadziesiąt białych piórek, zestaw czarno-bia­łych fotografii, zabawkowy samolot i parę in­nych rekwizytów o bynajmniej nie teatralnej proweniencji (Są takie miejsca spowite w ciemność, gdzie nigdy i nic kryją się na odległych wyspach).

W tym kontekście spektaklowi Kiliana, opo­wieści o małym chłopcu, który w miejsce nie­obecnej babci wymyśla sobie szaloną towa­rzyszkę zabaw mieszkającą na jabłoni, bra­kowało wyraźnego plastycznego kształtu, wiarygodnego rysunku postaci i pomysłu na ucieczkę od natrętnego dydaktyzmu.

„To zrozumiałe, że twórcy teatru dla dzieci i młodzieży reagują na świat, w którym żyjemy — mówił Jakub Krofta przed rozpoczęciem przeglądu. — A w tym świecie słowa «naród», «wspólnota» czy «tożsamość» bywają naduży­wane. Teatr dla dorosłych od dawna przepraco­wuje te kwestie i są one obecne także w teatrze dziecięcym. Nic w tym dziwnego — dzieci ota­cza ten sam świat, nie żyją w próżni”.

O narodzie, tożsamości, wspólnocie, wła­dzy, podziałach i uprzedzeniach — w różnych kontekstach — traktowała rzeczywiście więk­szość spektakli, które znalazły się w programie przeglądu. Wątki narodowe pojawiały się w pa­cyfistycznej adaptacji Krzyżaków Henryka Sienkiewicza w reżyserii Jakuba Roszkowskie­go, przywiezionych do Wrocławia przez gdań­ską Miniaturę. Dynamiczna akcja została tu zderzona z formą, która sama w sobie stanowi metaforę. Sugestywna scenografia Mirka Kacz­marka przenosi nas ni to na teren wykopalisk archeologicznych, ni to do gigantycznej piaskow­nicy, w której można rozgrywać wojny, budo­wać i burzyć światy. Lalki są glinianymi, prymi­tywnymi figurkami, tak niewielkimi, że z łat­wością mieszczą się w dłoniach aktorów, któ­rzy pojawiają się na scenie w kombinezonach robotników. Ten zabieg natychmiast bierze los bohaterów opowieści w nawias, akcentując kruchość ich istnienia i rolę drobnych, niezna- czących trybików w machinie historii. Scenicz­ny Zbyszko niewiele różni się od współczes­nych nastolatków — bardziej od polityki inte­resują go dziewczyny, a wysłany z misją na zie­mie Zakonu Krzyżackiego przekonuje się, że żyją tam ludzie tacy sami jak ci, wśród których dorastał. Na koniec dostajemy ku przestrodze scenę bitwy pod Grunwaldem — rysunki oddzia­łów wojskowych z różnych epok trafiają w ot­chłań niszczarki. Mieli je tak, jak ludzkie ist­nienia mieli historia, której rytm wyznaczają zbrojne konflikty. A jeśli chodzi o „serc po­krzepienie”, to pewną nadzieję na nową, lepszą przyszłość daje obsadowy koncept — w tej wer­sji Krzyżaków role dążących do dialogu kró­la Jagiełły i wielkiego mistrza grają kobiety.

Słowa „naród” i „tożsamość”, choć niewy­powiedziane wprost, unoszą się nad opowie­ścią o parze bocianów — ona czarna, on biały — bohaterów Odlotu i ich podróży z gorącej Afryki do zaskakująco chłodnej Europy, a konkretniej — do Polski. Spektakl poznań­skiego Teatru Animacji według tekstu Mali­ny Prześlugi i w reżyserii Janni Younge (RPA), reżyserki i twórczyni zjawiskowych lalek ptaków, to historia o uprzedzeniach, o swo­ich i obcych, o potrzebie wspólnoty, o jej wzmacniającej i niszczącej sile, ale i o dziecię­cej umiejętności przełamywania barier. Kluczem do tej narracji, w której może się przeglądać współczesna Europa z odżywa­jącymi nacjonalizmami, zamykająca się przed napływem uchodźców, jest opowieść o przyjaźni ponad podziałami.

Historii przyjaźni, która burzy bariery, było zresztą na przeglądzie więcej, z aluzjami do rzeczywistości społecznej czy politycznej już nie tak czytelnymi jak w Odlocie. I gdyby w pro­gramie przeglądu odnaleźć najczęściej po­wtarzane przesłania, byłby to bunt przeciwko ujednoliceniu i apel o to, abyśmy potrafili się pięknie różnić. Tak jest w Strasznej piątce Mar­ty Guśniowskiej w reżyserii Marii Żynel, gdzie w tytułowym składzie znajdziemy zwierzęta wyklęte, niepiękne i średnio na pierwszy rzut oka sympatyczne: szczura, ropuchę, pajęczycę, nietoperza i hienę, przekonujące się, że mimo różnic potrafią stworzyć wspólnotę, która razem czegoś dokona.

Inny tekst Guśniowskiej, Mała mysz i słoń do pary, wystawiony w Opolskim Teatrze Lal­ki i Aktora w reżyserii Agaty Kucińskiej, jest z kolei opowieścią o dojrzewaniu do przyjaźni i o procesie, jakim jest akceptacja własnych i cu­dzych ograniczeń. I wreszcie Wodna opowieść Maliny Prześlugi w reżyserii Roberta Drobniucha, przywieziona do Wrocławia przez szcze­cińską „Pleciugę”, historia miłości kijanki i karasia, która trwa na przekór wszystkim, którzy uważają taki związek za skazany na porażkę.

Regułą stało się we współczesnym teatrze dziecięcym kierowanie spektakli do określo­nych grup wiekowych — od najnajów po nasto­latków. I obie te skrajne grupy stanowią dla twórców największe wyzwania. W pierwszym wypadku twórcy teatralni we współpracy z psy­chologami opanowali już pewnego rodzaju modus operandi — dostajemy afabularne spek­takle, oparte na interakcji z widownią, na stymulowaniu jej subtelnymi impulsami: kształ­tami, kolorami, fakturami, dźwiękami, ruchem. Niewiadomą pozostaje zawsze reakcja raczku­jącej publiczności, to, na ile i w którym mo­mencie postanowi zawładnąć sceną, w rywalizacji o uwagę pozostałych widzów spychając aktorów na drugi plan.

Z kolei na pytanie, jak rozmawiać z nasto­latkiem, teatr wciąż szuka odpowiedzi. I naj­bliżej jej odnalezienia są zwykle ci twórcy, któ­rzy traktują gimnazjalistów i licealistów po partnersku, bez taryfy ulgowej. Jednocześnie zachowując zdrowy dystans, bez udawania, że sami są w stanie wejść w skórę swojej rozwi­browanej burzą hormonów widowni.

Przykładem takiej udanej realizacji jest Ka­sieńka, adaptacja książki Sarah Crossan, wy­reżyserowana przez Annę Wieczur-Bluszcz w Miniaturze. Siłą tej opowieści o wyprawie matki i córki z Polski do angielskiego Coventry w poszukiwaniu ojca, który porzucił rodzi­nę, jest znakomity tekst, mówiony z offu przez równolatkę bohaterki, tytułowej Kasieńki. Plastycznie całość zrealizowana jest w skrom­nej konwencji teatru cieni, rozgrywającego się na tle stylizowanej na dziecięcy rysunek scenografii, która nie próbuje rywalizować z tekstem. To, co jest istotą, czyli emocje, pozo­staje ukryte pomiędzy narracją, której każde zdanie trafia w sedno, a gestami postaci poja­wiających się za ekranem. Taki sposób opo­wiadania pozostawia przestrzeń dla inteligen­cji i wrażliwości widza, który własną inwencją wypełnia te „puste” miejsca.

W zaufaniu do kompetencji widzów tkwi też sukces Króla Maciusia Pierwszego w reży­serii Konrada Dworakowskiego z rewela­cyjnym Mateuszem Bartą w roli głównej. Spektakl Teatru Lalek Banialuka z Bielska-Białej zamienia utwór Korczaka w mrocz­ną, w dużej części pantomimiczną opowieść o tym, jakim ciężarem jest władza. W przed­stawieniu to, co uniwersalne, splata się ze współczesnym kontekstem.

Najsłabszym elementem młodzieżowego programu okazał się Cyber Cyrano Istvána Tasnádiego w reżyserii Jacka Malinowskiego. Trudno nie odnieść wrażenia, że tekst węgier­skiego dramaturga, opowieść o zazdrości, przyjaźni, miłości i intrydze w świecie mediów społecznościowych, ma w sobie raczej filmo­wy niż teatralny potencjał. Mimo przemiesza­nia konwencji (bohaterów spotykamy w dwóch wcieleniach — lalkowym i w żywym planie) nie udało się uniknąć wrażenia pewnej pretensjo­nalności, towarzyszącej często spektaklom, w których oglądamy dorosłych aktorów w ro­lach nastolatków. To swoisty paradoks, bo takie odczucie pojawia się zdecydowanie rza­dziej, kiedy mamy do czynienia z aktorami kre­ującymi dziecięce postaci. Fałsz tkwi w samym koncepcie sytuacji, w której aktorka, wychodząc na scenę, usiłuje zburzyć trzecią ścianę i prze­konać publiczność: jestem jedną z was.

Spektakl libereckiego Naivního divadla Są takie miejsca spowite w ciemność, gdzie nigdy i nic kryją się na odległych wyspach na moty­wach historii z wydanego także w Polsce Atla­su wysp odległych Judith Schalansky i w reży­serii Filipa Homoli połączył nastolatków i do­rosłych odbiorców. Aktorzy posadzili nas przy długim stole, przez który wędrował psi za­przęg, zostawiając za sobą krwawe ślady, a to wzbijała się do lotu Amelia Earhart, a to tra­fiały tam płaty mięsa upolowanych wielory­bów czy pióra wywiezionych przez badaczy rzadkich okazów ptaków. Mimo że przedsta­wienie nie było tłumaczone, to sens, który spa­jał opowieści o dalekich wyspach, był czy­telny dla wszystkich — to refleksja dotycząca poznania świata, które często wymusza pod­porządkowanie. W końcu też jest to historia cywilizacji niosącej ze sobą zniszczenie.

Drzwi przed dziecięcą widownią pozostały zamknięte tylko raz — dorośli mieli także swoje pięć minut, które przeciągnęło się do niemalże trzech godzin podczas przedpre­mierowego pokazu Estradowego wycierusa. Show lalkarki Anny Makowskiej-Kowalczyk, animowanego przez nią, stworzonego z gąb­ki Kazia Sponge oraz kompozytora i wyko­nawcy muzyki na żywo Grzegorza Mazonia wróci w skróconej formie po wakacjach, ini­cjując w WTL działalność sceny dla dorosłych. Jednak już po pierwszym, zdecydowanie za długim pokazie można było się przekonać, jaki potencjał kryje w sobie lalkowy spektakl w kontakcie z dorosłym widzem. Sama relacja Makowskiej-Kowalczyk z Kaziem jest fenome­nem i zagadką — widz odnosi wrażenie, że lalka żyje własnym, osobnym życiem. Z pewnością jej wykorzystanie w konwencji stand-upowego show pozwala na więcej wolności, bezczelno­ści, szczerości, twórczej dezynwoltury, które w tej poetyce są wręcz pożądane. Niezależnie od tego, czy przed sobą ma się dorosłego, czy małego widza.

V Przegląd Nowego Teatru dla Dzieci Wrocław, 1-8 czerwca 2018

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji