Artykuły

Piękna książka

Utrwalając przedstawienie z różnych, nieoczekiwanych perspektyw, Wojciech Plewiński dokonał tego z taką maestrią, że widzowie patrzący na spektakl z któregoś tam rzędu foteli paradoksalnie zapamiętają go oczami fotografa. Co więcej, z pewnością niejeden widz dowodziłby, że tak właśnie to przedstawienie oglądał.

1.

Od dawna nie miałem w rękach książki tak urodziwej, tak w każdym detalu dopracowa­nej, tak nieprzesadzonej, mimo że rocznico­wej, tak dobrze leżącej w dłoniach. Tom jest pokaźnych rozmiarów, a jednocześnie lekki (ach, te triki współczesnej poligrafii), więc — po pierwszym onieśmieleniu — raczej zachęca do obejrzenia, niż odrzuca ciężkim gabarytem.

2.

Album Plewiński. Na scenie jest darem na dziewięćdziesiąte urodziny artysty. Premiera wydawnictwa odbyła się przy okazji jubileu­szowej fety w Krakowie. A feta uświetniała ko­lejne wydarzenie: we wrześniu 2018 roku kra­kowskie Muzeum Fotografii, kierowane przez Marka Świcę, otworzyło swoją nową siedzibę — zabytkową Strzelnicę na Woli Justowskiej. Wtedy też otwarto dwie wystawy Plewińskie­go: plenerową o teatrze oraz wewnętrzną, trzy­dziestu prac artysty zakupionych do kolekcji muzeum.

Powstała całość doskonale skomponowana.

Esencjonalny wstęp autorstwa Wojciecha Nowickiego stanowi znakomite, acz krótkie wprowadzenie w twórczość mistrza fotografii. Choć właściwie, czy ten wstęp powinien być dłuższy… Nowicki bez gadulstwa charaktery­zuje styl Plewińskiego, opisuje sposób pracy. Prawdę mówiąc, trudno coś dodać. Zdań niewiele, ale wszystkie w punkt.

Tym bardziej że rozmowa z Wojciechem Plewińskim przeprowadzona przez Joannę Targoń (też nienadmiernie rozlewna) uzupeł­nia wstęp licznymi uwagami i wspomnienia­mi. Fotograf nie szczędzi anegdot. Myślę, że niektóre praktyczne spostrzeżenia mogą się przydać także współczesnym adeptom sztuki fotografii.

Rzecz charakterystyczna, tę „pisaną” część albumu ilustrują precyzyjnie dobrane zdjęcia: fotografie reżyserów przy pracy — Andrzeja Waj­dy, Konrada Swinarskiego, Jerzego Jarockiego, Jerzego Grzegorzewskiego, Józefa Szajny. Tylko wtedy pojawiają się kulisy. Tylko w tej części patrzymy jeszcze na teatr niejako „od kuchni”. Patrzymy na tych, którzy uruchamia­li światy utrwalane na kliszy przez Plewiń­skiego. Patrzymy na tych, którzy są pośred­nimi bohaterami tego blisko 350-stronicowego wydawnictwa. Później już wchodzimy na scenę, skupiamy się na samym dziele.

3.

Autorem wyboru zdjęć jest Wojciech No­wicki — znawca fotografii, kurator wystaw, au­tor esejów tej sztuce poświęconych. Jest jedną z osób biorących udział w ogromnym projekcie digitalizacji archiwum Wojciecha Plewińskie­go, rozpoczętym przez Fundację Sztuk Wizu­alnych w 2016 roku i udostępnianym na stro­nie www.wojciechplewinski.com (można tam obejrzeć blisko trzydzieści rewelacyjnych, nie­znanych reportaży fotograficznych, które w no­wym świetle ustawiają dorobek fotografa).

Ale wracając do osoby autora wstępu. Zetkną­łem się z nim za sprawą książki Stół, jaki jest. Wokół kuchni w Polsce (wydanej przez inne kra­kowskie muzeum, Muzeum Etnograficzne) — opowieści o jedzeniu, pamięci, emocji. Ten esej wobec wszechwładzy klasycznej Kuchni polskiej wytycza ścieżkę własną i ciekawą, przywracającą zapoznane smaki.

Podobny sens widzę w wyborze zdjęć do albumu. Decyzje Wojciecha Nowickiego idą na przekór oku teatralnemu, przyzwyczajo­nemu do stanowiących klasykę przedstawień w klasycznych już ujęciach Wojciecha Plewiń­skiego. (Według tego modelu skomponowa­ny był autorski album Szkice z kultury, wydany w 2010 roku, który, prócz prezentacji dorob­ku, stanowił swoistą kronikę polskiej kultury XX wieku. Podczas przeglądania tamtego wy­dawnictwa po głowie wciąż błąkała się myśl, że to zdumiewające, jakie Plewiński miał szczę­ście i wyczucie do uczestniczenia w kluczo­wych wydarzeniach, do obserwowania naj­ważniejszych osób).

Autor wyboru Plewiński. Na scenie miał do dyspozycji — bagatela — osiemset dwadzieścia przedstawień. Po pierwsze zatem, przypo­mniano zdjęcia z przedstawień krakowskich. Po drugie, zdjęcia pochodzą z pięćdziesięciu spektakli (łącznie około dwustu fotografii). Po trzecie, nie miała znaczenia historycznoteatralna waga fotografowanego przedstawienia. Po czwarte wreszcie, decydowało „to coś” za­warte w obrazie.

Wydawca w nocie napisał, że album „ma charakter zarazem fotograficzny i dokumen­talny, specjalistycznie teatrologiczny. Jego celem jest jak najlepsze ukazanie rozległości dokumentacji stworzonej przez Artystę”. Oj, nie wiem, czy to zachęcające sformułowania — dokumentacja, specjalizacja, teatrologia — żadna z tych dziedzin nie przyspiesza bicia serca.

Szczególnie, że wybór zdjęć jest zrobiony w kontrze wobec ustaleń teatrologicznych. Arcydzieła teatralne nie mają eksponowanej pozycji z powodu swej teatralnej legendy. Weźmy za przykład przedstawienia w reżyserii Ja­rockiego. Ślub Gombrowicza — słownie: jedno zdjęcie. Gdy tymczasem nieudane Słuchaj, Izraelu! — to cztery fotografie.

4.

Inna jest tu logika doboru.

Błysk, ruch, twarz, ciało, faktura, światło, kompozycja, sytuacja, przestrzeń. Oto istotne kategorie. Sporo ich — niekiedy spotykają się na jednej fotografii. Niekiedy zdjęcie pasuje tylko do jednej z powyższych.

Co widzimy — podpowiada tytuł przedsta­wienia. Co dokładnie… To już ma mniejsze zna­czenie. Czytelnik znający dramat czy książkę może szukać w pamięci odpowiednich scen. Komu nic się w głowie nie kołacze (albo mało) — jednak nie straci. Najważniejsza jest uroda, a może lepiej powiedzieć: kształt zdjęć.

Jest jeszcze jedna istotna cecha tego wybo­ru. Dobrze ponad połowa fotografii pochodzi z lat sześćdziesiątych. Z pomocą tej pierwszej części albumu wsiadamy omalże w sputnik (trzymając się nomenklatury z epoki) i leci­my na odległą teatralną planetę. Jakże gęste obrazy, jakże rozbuchane. Jakże odmienne materiały — czuje się ich chropowatość, sploty włókien, kładzenie farby, powierzchnię desek.

Wyczuwalna jest, niemal za każdym razem, zamaszystość gestu scenografa. W tej zamaszystości jest jakaś specyfika ówczesnej sce­nografii. Takiego słowa raczej bym nie użył, opisując współczesne dekoracje.

Wyczuwalne są powinowactwa z ówczes­nym malarstwem, grafiką, wzornictwem prze­mysłowym. Nawet z Cepelią — to ze względu na wykorzystywane materiały. (Ciekawe, czy za pięćdziesiąt lat sposób patrzenia na dzisiej­sze fotografie nie ujawni tajemnych związków z estetyką IKEA). Album ukazuje pewną typowość, pewne cechy wspólne teatru sprzed pięćdziesięciu lat — nie do końca widoczne, gdy w oczach ma się arcydzieła tamtego teatru, często mocno odbiegające od dominującej es­tetyki. I właśnie tu jeszcze kryje się dodatkowy sens wyboru zdjęć dokonanego w poprzek hierarchiom.

Teatr lat sześćdziesiątych oglądamy zatem na nowo — ale to nie tylko kwestia doboru. Prze­de wszystkim wiele zawdzięczamy nowoczes­nemu opracowaniu cyfrowemu fotografii przez samego Plewińskiego. Widać więcej szczegółów, widać teraz wszelkie półtony. W efekcie bohaterami tego wydawnictwa są w największym stopniu scenografowie: Józef Szajna, Tadeusz Kantor, Wojciech Krakowski, Krystyna Zachwatowicz. W późniejszych la­tach Lidia Mintycz, Jerzy Skarżyński, Jerzy Juk Kowarski, Barbara Hanicka, Andrzej Wit­kowski. Widać wyraźnie, jak oszczędny, asce­tyczny staje się z czasem obraz polskiego tea­tru. Prace Wojciecha Plewińskiego prowokują do przemyślenia i przepatrzenia tych wątków. A album stanowi swoisty hołd dla polskiej scenografii teatralnej i jej twórców.

5.

Tytułowe Na scenie z jednej strony wska­zuje temat albumu, specyfikę tych fotografii. Z drugiej strony jednak zwraca uwagę na coś ważniejszego — na styl pracy Wojciecha Plewińskiego. Jako chyba pierwszy polski fo­tograf tak swobodnie i zuchwale poczynał sobie na teatralnych deskach. Bo kto by wpadł na pomysł, by przedstawienie fotografować z góry, z kulisy czy od horyzontu w stronę widowni? Spektakl przecież ogląda się (widzi widz, widzi reżyser) z foteli. I tak się go zapamiętuje. I niektórzy reżyserzy nawet domagali się robienia zdjęć z rzędu, z którego prowadzili próby.

Wojciechowi Plewińskiemu udało się jesz­cze coś. Utrwalając przedstawienie z różnych, nieoczekiwanych perspektyw, dokonał tego z taką maestrią i talentem, że widzowie pa­trzący na spektakl z któregoś tam rzędu fo­teli paradoksalnie zapamiętają go oczami fotografa. Co więcej, myślę, że niejeden widz dowodziłby, że tak właśnie to przedstawienie oglądał.

tytuł / Plewiński. Na scenie 

fotografie / Wojciech Plewiński

koncepcja, wybór i układ zdjęć / Wojciech Nowicki

projekt graficzny/ Witold Siemaszkiewicz

redakcja / Joanna Targoń

wydawcy / Muzeum Fotografii w Krakowie, Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie

miejsce i rok / Kraków-Warszawa2018

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji