Twarz Marii Jaremy
Niedawna wystawa w Cricotece („Jaremianka. Zostaję w tym teatrze. Podoba mi się tu”) przypomniała, jak wielką i oryginalną artystką była Maria Jarema (1908-1958). Uczennica Xawerego Dunikowskiego, malarka, rzeźbiarka, scenografka i aktorka, współtwórczyni I Grupy Krakowskiej i jej powojennej mutacji, a także teatrów Cricot i Cricot 2, jedna z najważniejszych postaci lewicowej awangardy. Bezkompromisowa w życiu i w pracy artystycznej, niezdolna ulec naciskom, za co w latach zadekretowanego socrealizmu zapłaciła cenę milczenia — i wtedy właśnie stworzyła swoje słynne prace w technice monotypii.
„Byłam pewna jedynie, kiedy malowałam” — powiedziała Mieczysławowi Porębskiemu, „Słowem malarza jest jego obraz” — napisała gdzie indziej. W książce znajdziemy barwne reprodukcje jej dzieł. Agnieszka Dauksza skupiła się jednak na życiu bohaterki, na skrupulatnym odtworzeniu jej biografii i próbie naszkicowania jej portretu psychologicznego. Na tym, co kryło się za niezwykłą, niesłychanie wyrazistą twarzą uchwyconą obiektywem Tadeusza Rolkego.
Ktoś napisał, że zbyt wiele tu szczegółów — ale to właśnie one pozwalają dotknąć tamtej rzeczywistości albo rozjaśnić relacje między Jaremianką i miłościami jej życia, Henrykiem Wicińskim, Gabrielem Gottliebem i Kornelem Filipowiczem. Ech, ta dyskusja między Kornelem i Marią o wyższości borowika szlachetnego nad kozakiem czerwonym (czy, jak chciała Maria, odwrotnie)… Wspaniała jest opowieść o domach Jaremów — najpierw w Starym Samborze, potem w Krakowie na Woli Justowskiej. O Stefanii Jaremowej, matce rodu, dającej oparcie licznemu i nietuzinkowemu potomstwu. O okupacyjnych losach Kornela i pacyfikacji Woli Justowskiej, gdy Maria, w zaawansowanej ciąży, przeleżała wiele godzin twarzą do ziemi. O związku Marii z siostrą bliźniaczką Nuną (Bronisławą) i o jego dramatycznym finale: chorą na białaczkę Marię prof. Julian Aleksandrowicz próbował ratować przeszczepem szpiku od Nuny, operacja jednak nie pomogła, a Nuna zmarła wkrótce po Marii.
Pisząc tę książkę, Agnieszka Dauksza korzystała z pomocy syna Marii i Kornela, Aleksandra Filipowicza, który wraz z rodziną mieszka nadal w krakowskim domu Jaremów. I najbardziej chyba lubię scenę, gdy autorka wraz z Filipowiczami w domu na Woli odpakowuje z kartonu rzeźbę Marii — podobiznę głowy Nuny, a operacji tej przyglądają się trzy kotki. Kotki — strażniczki archiwum.
Agnieszka Dauksza, Jaremianka. Biografia, Wydawnictwo Znak, Kraków 2019, ss. 624.