Artykuły

Mozart na gruzach opery

Protest w Warszawie pokazał, że artyści potrafią zjednoczyć się przeciw arogancji każdej władzy

W poniedziałek przed budyn­kiem Filharmonii Narodowej stanęli z transparentami przedstawiciele różnych insty­tucji muzycznych: Sinfonii Varsovii, NOSPR, Opery Naro­dowej i Śląskiej, Teatru Mu­zycznego w Łodzi, a także sa­mej Filharmonii Narodowej. Protest nie dotyczył jednak ich, ale Warszawskiej Opery Kameralnej, która w tym gma­chu zorganizowała swój kon­cert.

W WOK pozbyto się niedaw­no wszystkich solistów, dyry­gentów, a także orkiestry na polecenie marszałka woj. ma­zowieckiego Adama Struzika, reprezentującego, jak wiado­mo, PSL. Pozostał on obojętny na opinie całego środowiska muzycznego, wybitnych arty­stów, a nawet na pomoc w rozwiązaniu konfliktu wyrażo­ną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Między reorganizacją nie­zbędną w Warszawskiej Ope­rze Kameralnej a dewastacją jej struktury jest kolosalna różnica, zwłaszcza gdy działa­niom towarzyszy nieliczenie się z regułami artystycznymi. Który bowiem szef festiwalu pozbyłby się swoich artystów oraz orkiestry na kilka tygodni przed inauguracją sztandaro­wego wydarzenia, jakim dla WOK od 27 lat jest Festiwal Mozartowski?A tak uczyniła Alicja Węgorzewska, z woli marszałka Struzika robiąca porządki w teatrze.

Rezultat był łatwy do prze­widzenia. Trzeba było gorącz­kowo szukać orkiestr, które mogłyby zagrać na festiwalu, ale większość odmówiła. Za­tem impreza się odbędzie, ale dawną, przemyślaną koncep­cję zastąpiła wymyślona na­prędce układanka koncertów. A zadanie wymagające hero­icznego wysiłku spadnie na pozostawioną w WOK orkie­strę instrumentów dawnych MACV. W ciągu najbliższego miesiąca ten skromny liczbo­wo zespół wystąpi ponad 20 razy!

O poziomie tegorocznego Festiwalu Mozartowskiego świadczy już program wydany na wieczór inauguracyjny. Na kilku stroniczkach roi się od błędów i przeinaczeń meryto­rycznych. A przecież w ponie­działek w Filharmonii Narodo­wej miało być światowo i na najwyższym poziomie, gdyż tytułową rolę w Don Giovannim Mozarta zgodził się za­śpiewać Artur Ruciński.

Znakomity baryton, odno­szący dziś ogromne sukcesy w świecie, chciał tym występem oddać hołd zmarłemu niedaw­no założycielowi Warszawskiej Opery Kameralnej Stefanowi Sutkowskiemu, u którego za­czynał karierę. Tymczasem jego występ stał się rodzajem kwiatka mającego ozdobić kiepsko skrojony festiwalowy kubrak.

Poniedziałkowa prezentacja Don Giovanniego miała co prawda dobre momenty nie tylko za sprawą precyzyjnie budowanej kreacji Artura Ku­cińskiego. Zabrakło jednak tego, co stanowiło o sile daw­nych przedstawień WOK, kie­dy to solistów łączyła ta sama estetyka, wręcz podobne od­dychanie w śpiewie.

A teraz w dość przypadko­wo zebranej obsadzie mieli­śmy przykłady ładnego mozartowskiego śpiewania (Anna Mikołajczyk czy Ingrida Gapova), ale i wykonawców hołdujących zupełnie innej stylistyce. Taki rozrzut trudny jest do zaakceptowania, gdy z kolei orkiestra specjalizuje się w tzw. historycznym wykonawstwie. Na dodatek lanso­wany przez nową dyrekcję niemiecki dyrygent Friedrich Haider prowadził całość sprawnie, ale dość monoton­nie.

Wieczór inauguracyjny Fe­stiwalu Mozartowskiego do­wodzi, że zapowiadane optymistycznie w mediach przez Alicję Węgorzewską budowa­nie repertuaru opartego na barokowej orkiestrze będzie zajęciem trudnym i długo­trwałym. Wymaga ogromnej pracy samych muzyków, jak i stworzenia w miarę stałego zespołu solistów, a tych wła­śnie się pozbyto.

Nic zatem dziwnego, że re­sort kultury ogłosił zamiar stworzenia nowej instytucji, która ochroniłaby przed znisz­czeniem dorobek Warszaw­skiej Opery Kameralnej. Niedawna śmierć jej wieloletniego dyrektora uświadomiła bo­wiem wszystkim, jak wiele wyjątkowych rzeczy dla kultu­ry polskiej dokonał Stefan Sutkowski.

Festiwal Mozartowski jest tylko skromną cząstką spuści­zny po nim. Nowa instytucja powołana przez ministerstwo, która zyskałaby siedzibę w Teatrze Królewskim w war­szawskich Łazienkach, mogła­by się zająć na przykład dawną muzyką polską. Powstał już zresztą projekt, by w 2018 roku przygotować zestaw inscenizacji oper staropolskich.

Oczywiście Teatr Królewski to nie będzie WOK-bis. Nowa instytucja — jeśli powstanie — ma działać w innych warun­kach i w siedzibie o zupełnie innych możliwościach tech­nicznych. Daje jednak szanse na ocalenie choć części tego, co zostawił Stefan Sutkowski i jego zespół, a co dla obecnej dyrekcji WOK nie przedstawia większej wartości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji