Balet nie tańczy
Balet Teatru Wielkiego znalazł się w kryzysie. Sześciu tancerzy opuściło zespół.
W nowym sezonie nie zobaczymy żadnego ze spektakli Jacka Przybyłowicza, nie zatańczy też Jacek Tyski.
Balet Teatru Wielkiego znalazł się w kryzysie. Sześciu tancerzy opuściło zespół. - Szkoda mi czasu na pracę w teatrze, który skupia się wyłącznie na konserwowaniu przeszłości - mówi jeden z nich.
Odszedł m.in. wybitny Jacek Tyski, młodzi - Robert Kędziński, Anna Nowak. Nie widzieli perspektyw rozwoju na narodowej scenie. W minionych sezonach tańczyli m.in. w "Bridges of Time" Jirziego Kyliana, a także spektaklach Jacka Przybyłowicza. Od nowego sezonu przedstawienia te nie będą już grane w Teatrze Wielkim, podobnie jak dyptyk Matsa Eka "Carmen/Coś jakby". Z lakonicznej informacji na stronie internetowej teatru wynika, że w repertuarze pozostał głównie XIX-wieczny balet, choć w Operze Narodowej powinna być zachowana równowaga między klasyką na puentach i współczesnością.
- Szkoda mi czasu na pracę w teatrze, który skupia się wyłącznie na konserwowaniu przeszłości. Zawód tancerza trwa zbyt krótko - mówi Jacek Tyski.
Zmarnowane szanse
Również ci, którzy zostali, krytykują poczynania dyrekcji. Od marca dyrektor naczelny teatru Janusz Pietkiewicz zapowiadał ogłoszenie szczegółowego repertuaru na nowy sezon 2007/08. W Europie to norma.
- Do dziś nic nie wiadomo. Nie wiemy, co i kiedy będziemy tańczyć, z plotek dowiadujemy się, że ma być jedna baletowa premiera. Dyrekcja nie informuje nas o swoich planach - mówi Karol Urbański, solista i choreograf baletu Teatru Wielkiego.
Dyrektorem baletu od 2006 r. jest Jolanta Rybarska, niegdyś pierwsza
solistka baletu warszawskiego (obecnie przebywa na urlopie, nie udało się nam z nią skontaktować). Początkowo zespól wiązał z nią duże nadzieje. Szybko przyszło rozczarowanie. - Pani dyrektor wprowadziła autorytarny dryl, ale nie zaproponowała żadnej strategii artystycznej. Podobnie jak dyrektor Pietkiewicz ma bardzo konserwatywne wyobrażenie o balecie i sztuce - mówi Karol Urbański.
Spektakularnym przykładem jest zerwanie współpracy z Jackiem Przybyłowiczem, najciekawszym polskim choreografem młodszego pokolenia, choć właśnie takich osobowości brakuje w Teatrze Wielkim. Przybyłowicz współpracował ze znanymi izraelskimi zespołami tańca współczesnego, m.in. z Kibbutz Contemporary Dance Company, a także Polskim Teatrem Tańca Ewy Wycichowskiej. W Teatrze Wielkim zrealizował trzy spektakle: "Kilka krótkich sekwencji", "alpha KryoniaXe" z muzyką Aleksandry Gryki oraz jedną z części tryptyku "Szymanowski i taniec".
- Dowiedziałem się, że nie będą już grane, nawet nie podano mi przyczyn. Obecna dyrekcja nie uznaje współczesnej estetyki, na dodatek taniec nie jest tu sztuką autonomiczną jest podporządkowany operze - mówi Przybyłowicz.
Opowiada o zmarnowanych szansach. Jego spektaklem "alphaKryoriia Xe" zainteresował się francuski kanał muzyczny Mezzo. Francuzi chcieli go sfilmować, jednak dyrektor Pietkiewicz zignorował możliwość pokazania zespołu i przedstawienia w prestiżowej telewizji, choć byłaby to świetna promocja polskiej sztuki i teatru. Co więcej, Pietkiewicz zdjął spektakl z afisza.
Urzędnicy kontra artyści,
Podobnie widzi sprawę JacekTyski. Tańczył m.in. w madryckiej Compańia Nacional de Danza pod kierunkiem Nacho Duato, ale w 2004 r. wrócił do Polski i został solistą Teatru Wielkiego. - Przekonałem się, że styl pracy w Teatrze Wielkim się nie zmienił - odbębnisz pracę, idziesz do domu. To mi nie odpowiada. Wróciłem do Hiszpanii, bo tam mnie doceniaj ą, przykro mi tylko, że nie mogę pracować we własnym kraju - mówi. Opowiada, że kiedy przygotowywał się do udziału w konkursie w Hanowerze, dyrektor Rybarska odmówiła mu sali do ćwiczeń, traktując to jako prywatę. Karol Urbański, który zdecydował się pozostać w zespole Teatru Wielkiego twierdzi, że pod rządami Janusza Pietkiewicza wrócił autorytarny, nakazowo-rozdzielczy styl zarządzania. - Nie ma miejsca na dyskusję. Aktywność artystyczna poza teatrem traktowana jest jak przejaw nielojalności. Zrozumiałe w prywatnym zespole, ale scena narodowa powinna wspierać artystów.
Nie wiadomo, jak teatr chce uzupełnić braki w zespole. Czy zaprosi do współpracy wybitnych choreografów i tancerzy? Ryszard Karczykowski, dyrektor artystyczny Teatru Wielkiego: - Na pewno, ale na razie nie mogę wymienić nazwisk.
Nieoficjalnie mówi się, że jedyną premierę baletową w nowym sezonie - "Pana Twardowskiego" Ludomira Różyckiego (1921) - dyrekcja zamierza powierzyć Gustawowi Klauznerowi, choreografowi, którego okres świetności przypadł na lata 70.