Benefis Krystyny Feldman w Teatrze Nowym
Ciśnienie krwi - jak u niemowlęcia! Temperament - że panów rzuca na kolana! Poczucie humoru - niedoścignione! KRYSTYNA FELDMAN iskrzyła podczas swego niedzielnego święta [19 września] w Teatrze Nowym w Poznaniu naprawdę wielkim blaskiem.
Siedziała na benefisowym tronie drobniutka jak dziewczynka, ale nikt nie miał wątpliwości, że to ona jest królową wieczoru: w atłasowych czarnych spodniach, burgundowej błyszczącej marynarce i jedwabistym szalu fantazyjnie przerzuconym przez ramię. I jak na królową przystało - podjechała do teatru prawdziwą dorożką i szła po czerwonym dywanie w błyskach fleszów, w burzy oklasków.
Najpierw była premiera Mojego Nikifora i długa, stojąca, skandowana owacja. A potem kłaniali się jej do ziemi wszyscy, łącznie z prowadzącą wieczór Grażyną Torbicką, która powtarzała: - Uczę się od Pani, Pani Krystyno, wciąż się uczę.
A jest się czego uczyć.
Pani Krystyna śpiewała na nutę lwowską z lwowskimi muzykami, bo stamtąd pochodzi. Tańczyła na nutę żydowską, bo takie są korzenie jej ojca. Odbierała pocałunki i całowała całe tłumy panów (szczególnie kolegów z zespołu), a Leon Niemczyk publicznie ogłosił, że chętnie by się z nią ożenił. Oświadczyn nie przyjęła, bo Niemczyk wyznał wstydliwie, że byłaby żoną przedostatnią, a ona na harem się przecież nie zgodzi. Nosili ją na rękach: aktor Maciej Kozłowski (zawsze się tak ponoć witają) oraz reżyser Krzysztof Krauze, który przez cały wieczór oczu od niej nie odrywał i nadziwić się nie mógł swadzie, dowcipowi i żywotności, którą prezentowała na scenie.
Przyszedł wreszcie czas na Rozmowy kontrolowane. Nina Terentiew odczytała z kartki pytania słynnego Kwestionariusza Prousta, a Pani Krystyna wzięła w posiadanie całą widownię i się kwestionariuszowym ramom wymknęła. Opowiadała o domu, w którym wisiały portrety ojca aktora (tata-Napoleon i tata-diabeł). Opowiadała o sobie w roli żony: - Kiepska była ze mnie gospodyni i mąż nigdy nic dobrego do jedzenia nie dostał. Ja jestem niecierpliwa i nawet jajka na twardo nie jestem w stanie ugotować. Opowiadała o bohaterach dnia codziennego: - Dla mnie to Jan Paweł II (...). Mógłby być aktorem i być tu z nami dziś wieczorem, mówić, że jestem świetna i ja bym mu mówiła, że jest świetny. Było też o elegancji: - Ciężko mi kupić gotowe ubranie - w sklepach dla kobiet wszystko jest za duże, a w sklepach dla dzieci rozmiar pasuje, ale te krasnoludki i muchomorki nie bardzo mi przystoją.
Były też życzenia: śpiewane w postaci hymnu (Krysia F. - autentyk nie podróba) i recytowane w postaci poematu (jakże jej nie kochać). Były listy, a jeden bardzo szczególny: od ojca Jana Góry, brzmiący jak najprawdziwszy erotyk (całujemy się przecież publicznie) i zaprawiony metafizyczną nutą.
Była wreszcie lawina prezentów: obraz Nikifora od marszałka Stefana Mikołajczaka, portret w Nikiforowej manierze z Firmy Portretowej Hanny Bakuły, piesek pluszowy o imieniu Niki od Hanny Banaszak, książki, płyty i kwiaty, kwiaty, kwiaty...
A na finał spełnione zostało aktorskie marzenie Pani Krystyny: zagrała scenę balkonową z Romea i Julii z Wojciechem Standełłą. I powiało zupełnie inną atmosferą, jak z Nikifora: świat jest piękny, kiedy ludzie są piękni. Pani Krystyna jest.
Benefis Krystyny Feldman wyemituje telewizyjna Dwójka.