Rodzina Galapagos straszy i śmieszy
Jeśli ktoś z Państwa trzyma w domu jaszczurki, najbliższa premiera Wrocławskiego Teatru Pantomimy "Galapagos"[na zdjęciu] może mu dostarczyć wiele materiału do przemyśleń.
Ostatnio przeraził mieszkańców Lubanic, starej wsi w województwie lubuskim, dwumetrowy gad majestatycznie wędrujący wzdłuż płotów ludzkich posesji. Po alarmie panikarzy, którzy nie rozpoznali w nim niegroźnego legwana zielonego, trafił do wrocławskiego zoo.
W spektaklu poznamy dziwaczną rodzinę Galapagos. To nazwisko całkiem słusznie kojarzy się mam z archipelagiem wysp należących do Ekwadoru, wielkim rezerwatem morskim coraz natarczywiej niepokojonym przez turystów. Ta dziwna rodzina zamieniła swój dom w gigantyczne terrarium i przyjęła wiele obyczajów swoich współmieszkańców.
Postacią najbardziej dramatyczną jest Syn (Mariusz Sikorski) - nadwrażliwy chłopak czujący się znacznie lepiej wśród zwierząt, bo z Matką (Anna Nabiałkowska), ani z Ojcem (Aleksander Sobiszewski) nie może znaleźć wspólnego języka. Czy zmienią to wizyty obcych?
W swoim przesłaniu przedstawienie, nie unikając tragikomicznych, pokazuje próbę współżycia człowieka i gada w sytuacji ścisłej symbiozy, od której zależy przetrwanie obu gatunków.
Myślę, że wszystkich zafascynują trzy olbrzymie jaszczurki bardzo do legwanów podobne, a pod których łuskami schowali się: Katarzyna Sobiszewska, Artur Borkowski i Radomir Piorun. Świat zwierząt reprezentuje jeszcze Ptak (Zbigniew Szymczyk), a ludzi: Mażoretka (Alina Szymczyk) oraz Pływaczki (Agnieszka Kulińska i Paulina Jóźwin).
Scenariusz o rodzinie Galapagos napisał i całą opowieść wyreżyserował Aleksander Sobiszewski. Bardzo oryginalne kostiumy i scenografię zaprojektowali: Aleksandra Stawik i Michał Dracz, a materiał muzyczny dobrali: Jacek Aumüller i Marcel Sucharski
Na stronie internetowej teatru (www.pantomima.wroc.pl) i w programie towarzyszącym premierze można przeczytać szalenie ciekawy monolog wewnętrzny głównego bohatera. Zacytujemy tylko fragment: "Uciekałem w kąt kanapy, ukrywałem się tam oddzielony od jęku matki i poplamionych, pozbawionych cienia zmysłowości rąk ojca kotarą wyobraźni. W moim "kanapowym" świecie towarzyszyły mi gigantyczne stwory - jedyne żyjące stworzenia, których ręka ojca nie dosięgła. Kanapę nazwałem Galápago, co oznacza przełęcz, angielskie siodło lub też skorupę żółwia. Zostałem zawodowym pustelnikiem w tajemnicy, wbrew woli, z konieczności; ukryty za poduszką przypominającą kamień przeżywałem marzyłem, karmiłem moje ptaki, gady i rośliny. Milczałem całemu światu prosto w twarz".