Marzy mi się Sting
- Marzy mi się kameralny koncert Stinga dla czterystu osób - mówi ROMAN RADZIWONOWICZ, dyrektor Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie, jeden z pomysłodawców cyklu "Jazz w teatrze".
We wtorek, 19 października melomani już po raz drugi będą mieli okazję wysłuchać koncertu z cyklu "Jazz w teatrze". Jakie jest zainteresowanie publiczności?
- Na koncert Ala Fostera i jego kwartetu praktycznie nie ma już biletów, bardzo się cieszę, że to zainteresowanie jazzem w Koszalinie jest tak duże. Udało nam się ściągnąć Fostera do Koszalina, bo jest właśnie w trakcie trasy koncertowej po Polsce, w innym wypadku zaproszenie go do nas byłoby niemożliwe finansowo.
Skąd bierze się chęć słuchania jazzu w naszym mieście?
- Ja nie pochodzę z Koszalina, mieszkam tu od dwunastu lat i zawsze brakowało mi stałej oferty jazzowej. Nadrabiałem ten niedosyt jeżdżąc na koncerty do innych miast. Jestem mile zaskoczony, że mieszka tu tyle osób, które potrzebują tego typu muzyki i w ogóle kontaktu ze sztuką. Jazz jest specyficzny - łączy muzykę rozrywkową z poważną. Wymaga zupełnie innego "słyszenia" - rytmicznego, harmonicznego.
Spodziewał się pan takiego zainteresowania tym cyklem?
- Szczerze mówiąc nie. Ale na szczęście to jeden z wielu naszych pomysłów. Już w listopadzie ruszamy z cyklem "Koń w teatrze". Co dwa miesiące chcemy spotykać się na wieczorze kabaretowym z Koniem Polskim i ich gośćmi.
Ma pan jakiegoś wymarzonego wykonawcę, którego chciałby pan zaprosić do cyklu "Jazz w teatrze"?
- Tak, mam. Jest nim Sting (śmiech). Marzy mi się kameralny koncert dla czterystu osób - taki, jaki Sting od czasu do czasu robi w swoich posiadłościach we Włoszech. Wróćmy jednak na ziemię. W grudniu planujemy występ jednej z gwiazd polskiego jazzu. Mamy dalsze plany, ale na razie nie chciałbym zdradzać nazwisk - niech to będzie tajemnica.