Na sesji jak w operze
Artyści bydgoskiej Opery Nova chcą dziś przedstawić sejmikowi swe problemy. Słowem, pismem i... pieśnią chóru niewolników.
Od 5 czerwca trwa protest związkowców Opery Nova w Bydgoszczy. Żądają podwyżek płac, które obiecał im jeszcze poprzedni wicemarszałek Włodzisław Giziński. W minionym tygodniu jego następca Edward Hartwich ogłosił, że Opera Nova, Filharmonia Pomorska i Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu otrzymają po 400 tys. zł. dodatkowej dotacji.
Związkowcy od kilku tygodni zapowiadali już, że pojadą silną grupą na najbliższą sesję sejmiku. Mimo deklaracji wicemarszałka Hartwicha, w piątek postanowili, że plany te pozostają w mocy. Podkreślają, że wyjazd na dzisiejszą sesję to akcja wszystkich pracowników opery.
- Zdaniem naszych kolegów marszałek podjął niesprawiedliwą decyzję - mówi lider związku Jerzy Doliński. Podkreśla, że każda operowa premiera oznacza wydatki rzędu 400-600 tys. zł. W teatrze, czy w filharmonii koszty te są mniejsze. Podobne dysproporcje dotyczą wydatków na gmach Opery. Instytucja ta zatrudnia też zdecydowanie więcej pracowników niż filharmonia i teatr. Podkreśla, że na 9 porównywalnych oper w kraju, pod tym względem Bydgoszcz zajmuje dopiero 5 miejsce.
- Jesteśmy ludźmi kultury, nie zamierzamy najechać na urząd z kilofami, ale jedynie przedstawić swoje racje radnym sejmiku - mówi Jerzy Doliński. Do Torunia pojadą wynajęte na koszt związku dwa autokary z pracownikami. Doliński zapowiada, że zajmą radnym najwyżej 10 minut. A na koniec, by umilić im obrady, zaśpiewają pieśń chóru niewolników z opery "Nabbuco".
- Oczywiście, ze pozwolę im zabrać głos, mają do tego święte prawo, podobnie jak domagać się podwyżek - powiedział nam wczoraj szef sejmiku Krzysztof Sikora. Podkreśla jednak, że za operę odpowiada nie tylko samorząd, ale przede wszystkim jej dyrekcja.