Artykuły

Lekkostrawna namiętność

„Każdy z Was kocha, kochał lub będzie kochał. Albo mu się wydawało, że to miłość (...) Każdy z Was zdradzi, będzie zdradzony lub otrze się o zdradę” – tymi słowami reżyser Krystyna Janda zwraca się do widzów w programie spektaklu Namiętność. Współczesna sztuka brytyjskiego pisarza Petera Nicholsa napisana jest według XIX-wiecznego wzorca dobrego dramatu mieszczańskiego. Doskonale przewidywalna, zamyka się w dwóch aktach i dwóch godzinach. Zawiera odpowiednią dawkę humoru, który ułatwia przełknięcie głębszych treści. Oczyszcza tak, jak serial telewizyjny — wszyscy możemy powiedzieć, że tak właśnie jest, że to samo życie.
Parze bohaterów, małżeństwu z 25-letnim stażem, autor dodaje dwie postaci „wewnętrzne” — ich alter ego — wypowiadające prawdziwe myśli. W ten sposób ujawnia rozpad osobowości każdego z nich na „ja” zewnętrzne i wewnętrzne. James (Mariusz Sabiniewicz), konserwator obrazów, jest dość nudnym facetem, zatopionym w pracy. Eleanor (Antonina Choroszy) ufa mężowi, zostawiając go na długie godziny w domu. Pojawia się Kate (Agnieszka Krukówna), młoda, niezbyt atrakcyjna, ale wyzywająca. I uruchamia maszynę zdrady. Zaczyna się banalnie — pierwszy pocałunek, wahania, wewnętrzne przyzwolenie. Potem budzi się namiętność i pragnienie wolności. James zaczyna oszukiwać żonę, spędza wieczory poza domem. Po ujawnieniu tajemnicy Eleanor próbuje się zabić, potem trafia do psychiatry. Dosyć zaskakujący jest finał. Zdradzający prosi o pozwolenie na zdradę — łudzi się, że Kate przywróci mu młodość i radość życia. W ostatniej scenie, przy dźwiękach Cichej nocy, dziewczyna przychodzi z wizytą. Jej strój — futro, które zrzuca przy wejściu, i kryjące się pod spodem (tylko) stringi — mówi wszystko. Eleanora zbyt kocha męża, by odmówić mu prawa do tej namiętności. Ale jej „ja” wewnętrzne (Daniela Popławska) nie zgadza się z tym, więc teraz opuszcza dom ze spakowaną walizką. Szczęście i zaufanie już nie wrócą.
W przedstawieniu pojawia się wielka muzyka. Requiem Mozarta i Bachowska Pasja wg św. Mateusza przenoszą je w inny wymiar, na wyższy poziom. Trzypiętrowa scenografia (Maciej Putowski) jest oszczędna, ale wystarczająca; gra aktorów bardzo dobra — choć trudno mówić o wielkich kreacjach w przypadku tak jednowymiarowych postaci. Całość rysuje się jako banał podniesiony do rangi uniwersum. Nikt z nas przed nim nie ucieknie, chyba że — podążając znów za słowami Jandy — jest „mniej” człowiekiem.
Z pewnością nazwiska Jandy i Krukówny przyciągnęły sponsorów i przyciągną publiczność. Z pewnością istnieje popyt na sztukę typu fast food. Nie powinna być ona zbyt męcząca ani za bardzo angażować. Dietetyczna i lekkostrawna, ma dawać uczucie sytości. Daleko jej jednak zarówno do pełnowartościowych dań oferowanych nam przez klasyków, jak i do wyrafinowanych poszukiwań współczesnych dramaturgów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji