Kto zdobędzie Laur Konrada?
"Made in Poland" w reż. Przemysława Wojcieszka z Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy na VII Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Reżyserskiej w Katowicach oglądała Henryka Wach-Malicka z Dziennika Zachodniego.
Legnicki Teatr im. H. Modrzejewskiej od kilku lat pracuje z dobrym skutkiem nad zniesieniem scenicznej rampy. Dosłownie, szukając nietypowych miejsc prezentacji i repertuarowo, tworząc widowiska wpisane w historię miasta i jego współczesny pejzaż społeczny. Warto to wiedzieć przed obejrzeniem autorskiego (tekst i reżyseria) przedstawienia Przemysława Wojcieszka pt. "Made in Poland", które grane jest w nieczynnej hurtowni na jednym z legnickich osiedli. Warto, bo "Made in Poland" to obraz życia blokowiska w pigułce i realizacja z blokowiska czerpiąca soki. Jak mówią aktorzy, za każdym razem przychodzi nań młodzież podobna do bohatera spektaklu; nie tylko fizycznie...
Ale postać Bogusia-rewolucjonisty, w autorskiej konstrukcji i konsekwentnej interpretacji aktorskiej Eryka Lubosa, zaskakuje. Przy pierwszym spotkaniu widz identyfikuje go szybko: "groźny osiedlowy bandzior". Po pierwszym dialogu dopełnia charakterystyki: "wulgarny, agresywny cham".
Tymczasem tekst sztuki (będący adaptacją niezrealizowanego scenariusza filmowego) nieoczekiwanie zmienia kierunek akcji i miesza szyki naszych schematycznych oczekiwań. Boguś, owszem, demoluje samochody, przeklina i wpada w konflikt z gangsterami, ale głównie dlatego, że nie ma pomysłu na życie. Ani możliwości odreagowania frustracji w środowisku bezrobocia, beznadziei i brutalności, pozbawionym jakichkolwiek autorytetów.
Poetyka spektaklu ewoluuje: od naturalizmu do baśniowego finału, w aurze wymarzonego przez bohaterów szczęścia. W klimacie miłości, zaufania i z piosenką Krzysztofa Krawczyka w tle. Owo ociosywanie z dosłowności dzieje się bez fukania widzów, Wojcieszek prowadzi bowiem akcję i bohaterów na leciutkim dystansie do rzeczywistości. Dzięki temu tłumaczą się niekonsekwencje, intrygi i nie zawsze równe tempo spektaklu, pozostajemy bowiem jakby na pograniczu smutnej jawy i pogodnego snu. Denerwują natomiast, bez usprawiedliwienia, nachalnie dydaktyczne fragmenty tekstu, nieprzystające do charakteru opowieści i tak patetycznie propagandowe, że aż fałszywe.
W katowickiej prezentacji "Made in Poland", w Galerii "Szyb Wilson", legniccy aktorzy musieli pokonać opór nowej przestrzeni i warunków akustycznych. Jeśli nawet zubożyło to spektakl technicznie, na pewno nie odebrało mu temperatury emocjonalnej.