Artykuły

Warto po prostu robić filmy

- Trzeba sięgnąć po parę książek, które nie mają obrazków, po trochę płyt, które wydają się nie do słuchania. Obejrzeć kilka filmów, które nie są prostą rozrywką. To służy otwieraniu umysłu, uzyskiwaniu świadomości. I o tym też jest mój film - mówi Przemysław Wojcieszek, reżyser "Made in Poland".

Tomasz Kazański: "Made in Poland" wywoła z pewnością wiele kontrowersji wśród nowohoryzontowej publiczności. To film o buncie - o buncie przeciw wszystkiemu. Oglądając go, zastanawiałem się, czy to jest również Pana bunt, czy po prostu fikcja.

Przemysław Wojcieszek: To po prostu film, który traktuje o pewnej postawie wobec życia, że warto, bez względu na koszty i możliwość przegranej, walczyć o swoją odrębność, autonomiczność. Ten chłopak uparcie dąży do tego, żeby być świadomym uczestnikiem rzeczywistości, żeby być niezależnym, móc decydować o samym sobie. Z jednej strony jest "czysty", deklaruje swoją odrębność, a z drugiej szuka prawdy o sobie, o świecie, w którym żyje. I to jest bardzo pozytywne.

Czy to jest coś, czego brakuje w dzisiejszej Polsce? Bo to przecież jest film o współczesnej Polsce?

- Tak, mam wrażenie, że tak obecnie ona wygląda. Główny bohater jest przeraźliwie samotny, a poszukiwanie prawdy o świecie i o sobie samym, nawet za cenę samotności, jest dzisiaj niespotykane. Uważam, że wszystko, co dociera do ciebie z zewnątrz - wszelkie bodźce wizualne, media, grupy rówieśnicze - wyzwala raczej postawy konformistyczne. Obecnie własny, bezpieczny świat można zbudować w dziesięć lat, jeśli ma się dobrą pracę, a to przecież coraz mniejszy problem. Tak więc mój film apeluje o pewną rezygnację z łatwości postrzegania świata, o zastanowienie się nad tym, kim jestem, na czym polega moja tożsamość. Również co dobrego mogę wyciągnąć z tradycji, którą zaczynam dopiero poznawać na własną rękę. Potrzebny nam jest pewien żywioł, energia do poszukiwania głębszej prawdy o samym sobie, bo im bardziej świat jest homogeniczny, tym trudniej w nim o niezależność.

Nonkonformizm Pańskiego bohatera jest bardzo radykalny. W prawdziwym życiu trzeba postawić gdzieś granicę.

- Oczywiście, że tak - ten film to metafora, jest bardzo przejaskrawiony, ale przez to podkreśla mocno to, o czym w nim mówię. Tylko w taki sposób widz będzie mógł porównać go do siebie. Sprzeciw głównego bohatera jest radykalny i naiwny, sprawdza się na krótką metę. To, o czym ten chłopak mówi, jest skazane na niepowodzenie, ale uważam, że ważniejsze jest, żeby dać jakiś sygnał do walki o swoją niezależność. Wydaje mi się, że to szalenie istotne, szczególnie dzisiaj. W czasach komunizmu, kiedy panowała beznadzieja, postawy buntu i sprzeciwu były najgłośniejsze. Dzisiaj największym wyzwaniem jest chęć urządzenia sobie życia bez większego wysiłku.

Czyli ludzie potrzebują ograniczeń, bo sami nie potrafią się ograniczać?

- Sięgają po prostu po to, co mają pod ręką. Tak było zawsze i wszędzie, niezależnie od systemu - jeśli nie potrafisz decydować sam o sobie i swoim życiu, to ktoś się tym zajmie za ciebie. Obecnie zresztą jest praktycznie niemożliwe, by nie poddawać się wpływom zewnętrznym. Ale trzeba sięgnąć po parę książek, które nie mają obrazków, po trochę płyt, które wydają się nie do słuchania. Obejrzeć kilka filmów, które nie są prostą rozrywką. To służy otwieraniu umysłu, uzyskiwaniu świadomości. I o tym też jest mój film - to zawołanie, żeby szukać. Główny bohater ekscytuje się tym, że jest samotny, przeciwko wszystkim. Ale kto dołączy do niego w tej rewolucji? Ludzie nie chcą rewolucji, chcą podwyżki i nowych produktów.

A czym różni się filmowy bunt od wersji oryginalnej, osadzonej na deskach teatru?

- W teatrze grał Eryk Lubos i stworzył wybitną rolę, ale jego postać była bardzo "siłowa", brutalna, absolutnie dominująca. Natomiast Piotrek Wawer jest bardzo chłopięcy. To aktor, w którym jest pewna dwuznaczność. Z jednej strony jest w stanie robić to, co robi i o czym mówi, a z drugiej jest bardzo młody, delikatny, należy do tego pokolenia dwudziestokilkulatków, które się lansuje, a nie buntuje. Które jest całkowicie pogodzone ze światem. On tak naprawdę nie ma w sobie atrybutów buntownika, ale dzięki temu fakt, że się nim staje, wybrzmiewa jeszcze mocniej.

Pociągnijmy to dalej - to pokolenie, o którym mówisz, jest jeszcze w miarę świadome przeszłości. Ale co będzie z kolejnymi?

- Masz takie wrażenie? Mnie się wydaje, że jest kompletnie "wyczyszczone". Nie mówię o ludziach, którzy aktywnie interesują się kulturą - to nie jest kwestia pokoleniowa, bo tacy zawsze się znajdą. Chodzi o to, że kiedyś trzeba było wyjść z własną inicjatywą, żeby dotrzeć do jakiejkolwiek muzyki czy literatury - ogólnie kultury. A dzisiaj odnoszę wrażenie, że ten kontakt jest dużo bardziej powierzchowny. Nie trzeba być w ogóle aktywnym, żeby dostać informację, na co iść do kina, czego warto posłuchać itd. To się jakoś rozjechało - możesz być otoczony propozycjami kulturalnymi, ale jeśli sam się tym nie zainteresujesz, one zawsze będą niskiej jakości.

Miejmy nadzieję, że "Made in Poland" będzie w stanie cokolwiek zmienić, zmusić kogoś do większej samoświadomości.

- Warto po prostu robić filmy. W tej chwili jest to bardzo proste i tanie. Film stał się ogólnodostępnym sposobem komunikacji. Warto wykorzystywać to medium, aby mówić rzeczy mądre. Bardzo w to wierzę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji