Opera w 3 aktach; libretto: Carlo Zangarini i Guelfo Civinini, wg sztuki Davida Belasco.
Prapremiera: Nowy Jork 10 XII 1910.
Premiera polska: Warszawa 1911.
Osoby: Minnie, właścicielka baru "Polka" - sopran; Dick Johnson, czyli Ramerrez - tenor; Jack Rance, szeryf - baryton; Jake Wallace - bas; Nick, posługacz - tenor; Ashby, agent - bas; górnicy - poszukiwacze złota: Trim, Hary, Jose - tenory, Sonora, Sid, Bello, Happy - barytony; Jim Larkens - bas; pocztylion - tenor; Billy, Indianin - bas; Wowkle, jego żona - mezzosopran; górnicy, goście baru.
Akcja rozgrywa się w Kalifornii w latach 1849-50, w czasach słynnej ,,gorączki złota".
Akt I. W szynku prowadzonym przez piękną Minnie zebrało się grono poszukiwaczy złota, którzy po całym dniu znojnej pracy powrócili tu do swego obozu. Jednego z nich, Jima Larkensa, dręczy tęsknota za rodzinnym krajem. Aby ulżyć jego sercu, wędrowny pieśniarz, Jake Wallace, intonuje piękną pieśń o dalekiej ojczyźnie, a wzruszeni towarzysze zbierają między sobą pieniądze, aby umożliwić Larkensowi powrót do kraju. Szeryf Rance przedstawia zebranym agenta-detektywa, Ashby'ego, który na zlecenie towarzystwa transportowego "Wells-Fargo" tropi groźnego bandytę Ramerreza.
Nadjeżdża dyliżans pocztowy przywożący górnikom listy od ich bliskich. Wysiada zeń także nieznajomy mężczyzna, który przedstawia się zebranym jako Dick Johnson z Sacramento. Szeryf Rance, a za nim i inni mężczyźni spoglądają na nieznajomego nader nieufnie, jednak Minnie uspokaja ich podejrzenia i zachęca, do zabawy, tańcząc z Johnsonem pod melodię walca śpiewanego mormorando przez zebranych. Tymczasem Ashby zdołał już pojmać jednego z członków bandy, który w Johnsonie poznaje swego herszta, Ramerreza, jednak zorientowawszy się szybko w sytuacji, udziela wyjaśnień kierujących pościg za Ramerrezem na fałszywą drogę. Wszyscy pomału rozchodzą się na spoczynek. Pozostaje tylko Minnie, aby strzec przechowywanego pod jej pieczą zapasu złota uzbieranego przez osadników, oraz... Johnson. W sercach obojga wzbiera już uczucie miłości. Jednak Johnson, słysząc daleki gwizd, oświadcza, że musi jak najrychlej się oddalić. Na prośbę Minnie obiecuje on odwiedzić ją niebawem w jej chatce znajdującej się w górach.
Akt II. Johnson, dotrzymując obietnicy, zjawia się w chatce Minnie, a młoda dziewczyna opowiada mu o swym ciężkim i trudnym życiu. Żar miłości ogarnia ich oboje: Johnson chce odejść, lecz Minnie, widząc szalejącą na dworze śnieżycę i słysząc rozlegające się nie opodal strzały, prosi go, aby pozostał, gdyż lęka się o jego życie. Słychać pukanie do drzwi. Johnson ukrywa się, a do chaty wchodzą: Rance, Ashby, Nick i Sonora. Chcą oni przestrzec Minnie przed Johnsonem, który w rzeczywistości jest nikim innym, jak bandytą Ramerrezem. Młoda dziewczyna nie wierzy tej strasznej dla niej wieści; wówczas szeryf pokazuje jej portret bandyty, otrzymany - jak twierdzi - od jego... ostatniej kochanki. Teraz już nie ma wątpliwości, toteż po wyjściu czterech mężczyzn Minnie żąda, aby Johnson natychmiast opuścił jej dom. Daremnie Johnson próbuje jej wytłumaczyć, że nie jest już tym samym człowiekiem, że właśnie pod wpływem miłości do niej postanowił wrócić na uczciwą drogę (aria "Or son sei mesi"). Minnie nie słucha go, więc zrozpaczony wybiega na dwór, w tym momencie słychać huk wystrzału i Johnson ciężko ranny osuwa się na próg. Minnie wciąga go do mieszkania, a następnie szybko ukrywa na strychu, wpadającemu zaś z rewolwerem w ręku szeryfowi oświadcza, iż nie ma tu nikogo - zapewne jego strzał chybił. Zwiedziony Rance zabiera się już do odejścia, gdy wtem - przez szparę w suficie - spada mu prosto na dłoń kropla krwi. Schronienie Johnsona jest więc odkryte. Minnie widzi, że wszystko stracone. Znając jednak namiętną pasję Rance'a do kart i jego uczucie ku sobie, proponuje mu partię pokera. Jeżeli Rance wygra, będzie mógł poślubić Minnie i zrobić, co zechce, z Johnsonem. Jeżeli jednak wygra Minnie, wówczas ranny należeć będzie wyłącznie do niej. Rozpoczyna się partia pokera, w której stawką jest życie ludzkie. Szczęście wydaje się sprzyjać szeryfowi, jednak Minnie wykorzystuje chwilę jego nieuwagi i posługując się zręcznym szulerskim trickiem, wygrywa partię. Wściekły z gniewu Rance zrywa się i wybiega, zaś Minnie wybucha spazmatycznym śmiechem, powtarzając z gorzką ironią: "On jest mój!"
Akt III. Szeryf Rance dotrzymał słowa i przestał tropić
Johnsona-Ramerreza. Jednak cała grupa poszukiwaczy złota wyruszyła za nim w pościg i w końcu Sonorze udało się go schwytać w leśnym ostępie. Doraźnie osądzony przez górników Dick Johnson ponieść ma śmierć przez powieszenie. Wyrok przyjmuje spokojnie, prosi tylko w ostatnim słowie, aby Minnie nie dowiedziała się nigdy, jak haniebny koniec go spotkał (aria "Ch'ella mi creda"). Już zarzucono stryczek na szyję skazańca, gdy wtem na leśną polanę wpada na spienionym koniu... Minnie, sprowadzona tu przez posługacza Nicka. Teraz ona prosi o łaskę dla skazańca, oświadczając, że go kocha i pragnie go poślubić. Przypominając każdemu z mężczyzn po kolei jakiś dobry uczynek, jaki mu wyświadczyła, wzrusza Minnie prostodusznych górników do łez, a gdy na zakończenie przypomina im werset z czytywanej często Biblii: "O bracia, nie ma na tej ziemi grzesznika, dla którego nie byłoby drogi do zbawienia" - Sonora podchodzi do drzewa, przecina krępujące Dicka Johnsona więzy i uroczyście oświadcza: "W imieniu nas wszystkich ofiarowuję ci tego człowieka". Objęci uściskiem Minnie i Dick oddalają się z wolna. Pozostali mężczyźni patrzą za nimi. Czują, że przeżyli jakąś podniosłą chwilę, że cały świat stał się jakby trochę piękniejszy...
Prapremiera "Dziewczęcia z Zachodu" stała się jednym z najbardziej uroczystych wydarzeń w historii nowojorskiej Metropolitan Opera. Na widowni znalazł się cały high life (nb. ceny miejsc zostały podwojone). Przedstawieniem dyrygował Arturo Toscanini, obsadę głównych partii solowych stanowili artyści tej miary, co Emmy Destinn, Enrico Caruso i Pasquale Amato; nawet epizodyczną rolę Ashby'ego kreował sam Adam Didur. Wystawa była arcyefektowna - łącznie z ósemką koni galopujących po scenie w III akcie. Po zakończeniu spektaklu brawom nie było końca - dwadzieścia razy szła w górę kurtyna. Wkrótce potem wystawiły "Dziewczę z Zachodu" i inne wielkie sceny operowe. Między innymi w niecały rok po światowej premierze grano ją w Operze Warszawskiej z Hanną Skwarecką, Ignacym Dygasem i Wacławem Brzezińskim w głównych rolach. Wydawałoby się więc, że "Dziewczę z Zachodu" stanowić będzie nowy wawrzynowy liść do wieńca sławy Pucciniego. Tymczasem stało się zupełnie inaczej. Po początkowych sukcesach zeszło to dzieło niemal zupełnie z teatralnych afiszów i dziś jest wśród jego oper pozycją najbardziej bodaj lekceważoną, jeżeli nie liczyć istotnie nieudanej operetki "Jaskółka". Czy słusznie? Z pewnością pod względem barwności i świeżości twórczej inwencji "Dziewczę z Zachodu" nie dorównuje poprzednim dziełom Pucciniego - "Cyganerii", "Tosce" czy "Madame Butterfly" także i libretto nie zostało dobrane najszczęśliwiej. Z drugiej jednak strony jest ta opera bardzo interesującym wyrazem stopniowej przemiany kompozytorskiego stylu Pucciniego, jego rezygnacji z łatwych efektów i banalnej czasem melodyjności na rzecz większej powagi i dramatycznej jedności. Poza pieśnią Wallace'a i arią Dicka w II akcie nie znajdujemy tu już zasadniczo popisowych solowych arii, a niektóre momenty zapowiadają po trosze późniejszą muzykę "Turandot". Jest też "Dziewczę z Zachodu" dziełem Pucciniego stosunkowo najbliższym impresjonizmowi, co wiąże się zapewne z jego gorącym zachwytem nad operą Klaudiusza Debussy'ego "Peleas i Melizanda". Jeszcze inny ciekawy szczegół - to użyte w operze Pucciniego oryginalne motywy murzyńskiego i indiańskiego folkloru.
Źródło: Przewodnik Operowy Józef Kański, PWM 1997
Ukryj streszczenie