Pełny tytuł utworu brzmi "Malte. Pamiętniki Malte-Lauridsa Brigge". Nie są one jednak pamiętnikiem sensu stricto. Jest to raczej dość długi autobiograficzny monolog poety, zawierający jego myśli i przesłanie. Rilke posługuje się językiem charakterystycznym dla tekstów "świętych ksiąg", w których autorzy starają się przelać na papier wiedzę płynącą spoza ich doświadczenia. Autor często używa zdań otwartych, pozbawionych kontekstu, które trudno niejednokrotnie jednoznacznie interpretować. W swe rozważania wplata niemal mistyczne wspomnienia z dzieciństwa, które pomagają w zrozumieniu sposobu, w jaki poeta ogląda otaczający go świat.
Malte-Laurids Brigge, główny bohater, przedstawia się następująco: "Siedzę tu w moim pokoiku, ja, Brigge, który skończyłem dwadzieścia osiem lat i o którym nikt nic nie wie. Siedzę tu i jestem niczym. A jednak - to nic zaczyna myśleć i myśli na wyżynie piątego piętra pewnego szarego paryskiego popołudnia..."
Bohater mieszka w Paryżu, często chadza do Luwru, Bibliothque Nationale, gdzie czyta dzieła bliżej nieokreślonego poety. Tu, w sercu Europy, - jak wyznaje Malte - radykalnie zmienia się jego życie, poglądy, stosunek do ludzi, lecz tego nowego przeżywania i postrzegania świata nie potrafi dokładnie wyrazić w słowach, mimo to wyraźnie i dogłębnie je odczuwa.
Gdy miał dwanaście lat ojciec zabrał go ze sobą do Urne, gdzie mieścił się zamek jego dziadka. Szczególne wrażenie na chłopcu zrobiła sala, w której rodzina zbierała się codziennie na obiad o siódmej wieczorem. Wspomina: "Wysoka i jak się domyślam, sklepiona ta przestrzeń była mocniejsza nad wszystko; ciemniejącym stropem i nigdy do cna nie wyjaśnionymi kątami wysysała z człowieka wszystkie obrazy, nie dając w zamian nic określonego". W trakcie jednego z posiłków z boku sali nagle otworzyły się drzwi, w mniemaniu chłopca zawsze zamknięte, i do pomieszczenia weszła smukła, jasno ubrana postać kobieca. Ojciec chłopca zerwał się i blady jak ściana, z zaciśniętymi, zwisającymi pięściami szedł prosto w stronę zjawy. Ktoś powstrzymał jednak ojca od spotkania z obcą damą. Ta wolno i obojętnie przeszła obok a potem znikła w jakichś drzwiach po drugiej stronie. Następnego dnia po bezsennej nocy, w czasie której zobaczył, jak coś białego siedziało przy jego łóżku, zapytał ciotkę, kim była ta dama. Ciotka wyjaśniła głosem, który wydał mu się dziwny -" kobieta nieszczęśliwa, moje dziecko, nieszczęśliwa."
W kolejnych zwierzeniach rozpoznajemy w Maltem człowieka o niezwykłej wprost wrażliwości na duchową sferę zdarzenia, w którym uczestniczy. Wyjawia, że cały czas towarzyszy mu paniczny lęk, który stara się wszelkimi sposobami ograniczyć, aby móc uczestniczyć w normalnym życiu przeznaczonym mu przez Boga. Sugeruje, że tę szczególną wrażliwości odziedziczył po swojej matce. Opisuje spotkanie matki z nieżyjącą już Ingeborgą, w kilka dni po jej śmierci. Matka opowiada, jak na tarasie, z którego było widać szczyt rodzinnego grobowca, nakryto do herbaty, tak jakby nic się nie zmieniło - to znaczy postawiono też nakrycie dla nieżyjącej Ingeborgi. Gdy ta nie przyszła, wszyscy przywołali ją do stołu siłą ducha i wówczas zjawiła się. Pies Cavalier jak zwykle wyrwał się spod stołu, wybiegł ku niej i zaczął skakać wokół czegoś czego nie było, ale całkiem realnie istniało w wyobraźni matki Maltego.
Opowieść o "ręce", którą bohater z dużym pietyzmem przywołuje z lat wczesnego dzieciństwa, jest doskonałym odzwierciedleniem poglądów samego Rilkego na śmierć. Pewnego wieczora mały Malte rysował kredkami. Tematem jego pracy był rycerz. Bardzo potrzebna mu czerwona kredka spadła pod stół. Wszedł więc tam i w mroku rozpoczął poszukiwania zagubionej kredki. Po pewnym czasie, gdy oczy przywykły już do mroku, zobaczył swoją rękę, która "jak wodne zwierzątko, ruszała się tam w dole i badała dno". Nagle spostrzegł, jak od ściany zaczęła ku jego ręce iść inna ręka. Większa, niezwykle chuda, jakiej jeszcze nigdy nie widział. "W podobny sposób szukała od drugiej strony - i dwie rozstawione dłonie sunęły ślepo ku sobie... Ciekawość moja jeszcze się nie wyczerpała, ale nagle urwała się - i pozostała sama groza. Czułem, że jedna z tych dwu rąk należy do mnie i ż oto zapuszcza się w coś, co już się nie da naprawić."
We wstępie do wydania polskiego "Malte" z 1979 roku Mieczysław Jastrun, tak pisał o problemie śmierci u Rilkego: "Przekonanie, że śmierć jest ukoronowaniem życia i że każdy od niemowlęctwa nosi w sobie swoją własną śmierć, ziarno jej przyszłego kształtu, skłoniło poetę do nieludzkiego eksperymentu na samym sobie. Umierając w okropnych cierpieniach na leukemię, odpychał wszelkie środki znieczulające, aby nie przeszkodzić "swej własnej śmierci" w akcie spełnienia."
Malte opowiada także o Zosi, dziewczynce odgrywanej przez niego w dzieciństwie na życzenie matki, która bardzo pragnęła mieć córkę. Malte odgadł jej pragnienie i przebierał się w dziewczęcą sukienkę, mówiąc do matki "głosikiem tak misternym, że aż drapało go w gardle." Zosia z matką narzekały na różne niegodziwości chłopców.
Chwilami opowieść staje się okrutna. Bardzo dokładnie opisuje Rilke wydarzenie, w którym bohater utworu uczestniczył po śmierci ojca. Zgodnie z jego życzeniem, wyrażonym przed zgonem, dwaj lekarze, by upewnić się, że nie żyje, przebili mu serce. Gdy wyciągnięto już chirurgiczne narzędzia, z rany na piersi ojca powstało coś na kształt ust, z których dwa razy po sobie wylała się krew, jakby usta te wymawiały jakiś dwuzgłoskowy wyraz.
Utwór kończy niezwykła interpretacja biblijnej przypowieści o synu marnotrawnym. Jest ona podsumowaniem długiego wywodu autora na temat miłości. Jak mówi - ustami swego bohatera - historia syna marnotrawnego jest legendą o człowieku, który nie chciał być miłowany. Na marginesie manuskryptu Rilke dodaje: "Być miłowanym znaczy spalać się. Miłować to: świecić niewyczerpanym olejem. Być miłowanym znaczy przemijać, miłować znaczy trwać."
Ukryj streszczenie